Dyskietki i płyty CD z wewnętrznymi materiałami Sojuszu Lewicy Demokratycznej padły łupem niezidentyfikowanych włamywaczy, którzy w nocy z wtorku na środę weszli do siedziby tej partii w Słupsku (Pomorskie) i filii poselskiego biura Małgorzaty Ostrowskiej.
"Jestem tym zaniepokojona i oburzona, bo wiele wskazuje na to, że ktoś czegoś szukał. Nie będę jednak snuć domysłów kto, po co i na czyje zlecenie" - powiedziała w środę PAP Ostrowska.
Również zdaniem przewodniczącego SLD w Słupsku Krzysztofa Siranta, włamanie nie wygląda na działanie zwykłych przestępców.
"Nie zginęły żadne wartościowe przedmioty, jak kserokopiarka, fax, komputer, nowy elektryczny czajnik. Włamywacze nie ruszyli schowanych w barku butelek z niezłymi trunkami. Interesowały ich jedynie szafy z dokumentami, które chyba udało im się przejrzeć, oraz dyskietki i płyty CD, na których prawdopodobnie znajdowały się dane członków SLD, wewnątrzpartyjne zalecenia oraz materiały propagandowe" - powiedział w rozmowie z PAP Sirant.
Zastrzegł, że nie jest do końca pewien, co znajdowało się na ukradzionych nośnikach.
Więcej pewności ma sekretarz SLD w Słupsku Władysław Piotrowski. "Z tego co ustaliłem, żadne papierowe dokumenty nie zginęły, natomiast na dyskietkach i płytach były m.in. dane osobowe naszych kandydatów do samorządu. Niby nic tajnego, ale można to jakoś wykorzystać do personalnych rozgrywek" - powiedział PAP Piotrowski.
Policja nie komentuje domysłów działaczy SLD. "Szukamy sprawców. Zabezpieczyliśmy na miejscu kilka śladów. Ze zgłoszenia wynika, że oprócz kilkunastu dyskietek i płyt zginęły również metalowe znaczki SLD, 300 złotych w gotówce oraz gazowy pistolet - legalna własność jednego członków kierownictwa partii w Słupsku" - powiedział PAP rzecznik słupskiej policji Jacek Bujarski. (PAP)
sibi/ mok/ jra/