Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

USA-Irak: Komentator: wybór Malikiego "deklaracją niezależności od Iranu"

0
Podziel się:

Szyicki polityk Dżawad al-Maliki,
desygnowany w sobotę na premiera Iraku, jest "twardym nacjonalistą
arabskim", który nie podoba się Irańczykom, i jego wybór może
ułatwić osiągnięcie porozumienia między irackimi społecznościami -
twierdzi znany komentator amerykański David Ignatius.

Szyicki polityk Dżawad al-Maliki, desygnowany w sobotę na premiera Iraku, jest "twardym nacjonalistą arabskim", który nie podoba się Irańczykom, i jego wybór może ułatwić osiągnięcie porozumienia między irackimi społecznościami - twierdzi znany komentator amerykański David Ignatius.

W artykule na łamach środowego numeru "Washington Post" pisze on, że powierzenie Malikiemu misji utworzenia pierwszego od upadku Saddama Husajna stałego rządu irackiego jest istotne dlatego, iż stanowi "skromną deklarację niezależności od Iranu".

Wielu polityków szyickich, którzy dominują obecnie we władzach kraju, w czasach Saddama przebywało na uchodźstwie w Iranie, gdzie od 1979 roku najwyższą władzę sprawują szyiccy duchowni. Teraz dawni uchodźcy utrzymują bliskie kontakty z Teheranem, ale według Ignatiusa niektórzy podobają się irańskim ajatollahom znacznie bardziej niż inni.

Dziennikarz "Washington Post" pisze, że Irańczycy prowadzili zaciekłą zakulisową kampanię, aby zapewnić pozostanie u władzy dotychczasowego premiera, Ibrahima Dżafariego. Malikiego nie chcieli, bo jak powiedział cytowany przez Ignatiusa ambasador USA w Bagdadzie Zalmay Khalilzad, "ma opinię człowieka niezależnego od Iranu".

Khalilzad powiedział, że chociaż Maliki schronił się najpierw w Iranie, "poczuł się tam zagrożony" z powodu swej niezależności politycznej i dlatego przeniósł się potem do Syrii. "Uważa się za Araba" i irackiego nacjonalistę - dodał ambasador w rozmowie z Ignatiusem.

"Teheran - pisze dziennikarz amerykański - rozsyłał zawoalowane groźby do irackich przywódców politycznych, listownie i za pośrednictwem emisariuszy. Ostrzegał, że jeśli nie poprą Dżafariego, zapłacą za to" i że usunięcie dotychczasowego premiera może "doprowadzić do destabilizacji".

Khalilzad, który uważa Dżafariego za przywódcę słabego i sekciarskiego, podkreślił w rozmowie z dziennikarzem "Washington Post", że ważną rolę w przełamaniu impasu odegrał duchowy przywódca irackich szyitów, wielki ajatollah Ali Sistani, urodzony w Iranie, ale od lat mieszkający w Nadżafie na południe od Bagdadu.

Zdaniem Khalilzada wynik rozgrywki "pokazał, że Sistani nie słucha wskazówek Iranu" i że również przywódca czołowej partii szyickiej SCIRI (Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku) Abdel Aziz al-Hakim "nie ulega irańskim naciskom".

W opinii Ignatiusa taki obrót wydarzeń stworzył sytuację sprzyjającą tworzeniu rządu jedności narodowej.

"Nikt nie powinien mylić Dżawada Malikiego z Jerzym Waszyngtonem - pisze publicysta "Washington Post". - Mówi się, że jest on zwolennikiem przywódcy szyitów libańskich Mohammeda Husajna Fadlallaha, pierwszego duchowego doradcy Hezbollahu, który potem opuścił to ugrupowanie, uznawszy, że jest zbyt powiązane z Iranem".

"Maliki - dodaje Ignatius - jest twardym nacjonalistą arabskim i na krótką metę będzie współpracować z Stanami Zjednoczonymi, ale będzie też chciał, aby Stany Zjednoczone wycofały swe wojska z Iraku. Jego autentyczne referencje irackie mogą ułatwić utrzymanie jedności kraju". (PAP)

xp/ mc/ int.

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)