Rotfeld mówił też, iż nad Europą unosi się widmo populizmu.
Szef polskiej dyplomacji podkreślił, że obecnie, ze względu na wysoki wzrost gospodarczy i kombinację interesów, plasujących Polskę między zwolennikami ściślejszej integracji a liberałami, nasz kraj znajduje się na dobrej pozycji i może odegrać rolę mediatora na unijnej scenie.
"Z polskiego punktu widzenia, wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa jest co najmniej tak samo ważna jak wspólny rynek. Dla nas struktury unijne są elementem polskiego bezpieczeństwa i pewności" - powiedział Rotfeld.
Minister podkreślił, że obecnie rzeczywistym zagrożeniem dla Unii Europejskiej jest narastająca fala populizmu w kluczowych krajach członkowskich, a nie francusko-brytyjski spór o większą integrację czy też Unię wolnego handlu.
"Powiedziałbym, że widmo, które (teraz) wisi nad Europą, jest widmem populizmu" - mówił Rotfeld, porównując obecny trend do wzrostu popularności komunizmu pod koniec XIX wieku.
Szef polskiej dyplomacji tłumaczył też, że wszelkie negatywne odczucia wobec władzy narastające we Francji, Niemczech i Polsce, to czynnik w największym stopniu wpływający na destabilizację unijnego bezpieczeństwa.
"Klasa polityczna w Europie obecnie nie ma klasy" - uznał.
Jednocześnie dodał, że błędem byłoby winić za to prawicowych polityków, takich jak Joerg Haider w Austrii czy Jean-Marie Le Pen we Francji. Zdaniem Rotfelda, największym problemem jest zachowanie elit politycznych.
"Populizm opiera się głównie o mocno ugruntowane partie, stają się one coraz bardziej populistyczne - podkreślił. - Aby wygrać na nowych kierunkach, oczywiście stosują populistyczną frazeologię".
Minister mówił też, iż skłonność do łączenia fiaska referendum w sprawie konstytucji UE we Francji i Holandii z wrogością wobec poszerzenia Unii jest jednym z przykładów nieumiejętności prezentowania przez rządy bardziej wyszukanej wizji Europy.