Poproszony o komentarz do tego wydarzenia Karzaj początkowo zaprzeczył jakoby bombardowanie miało miejsce. Gdy dowiedział się jednak, że Amerykanie potwierdzili zajście, szef rządu tymczasowego zapowiedział, że wraz z "amerykańskimi przyjaciółmi zweryfikuje" nadchodzące informacje. Karzaj przychylił się jednak do stwierdzenia, że najprawdopodobniej ofiary nie były przedstawicielami starszyzny plemiennej.
Zdaniem Amerykanów, zbombardowany konwój pojazdów pierwszy otworzył ogień. "Siły przyjazne nie strzelają pociskami przeciwlotniczymi" - oświadczył dowódca oddziałów amerykańskich w Kabulu generał Tommy Franks.
W ataku przeprowadzonym w nocy z czwartku na piątek zginęło od 50-ciu do 60-ciu ludzi oraz zniszczonych zostało 15 pojazdów. Pociski trafiły także w 10 domów oraz meczet we wsi Asmani Kilai we wschodniej prowincji Paktia.