Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
oprac. Tomasz Sąsiada
|

Miał dbać o bezpieczeństwo w Amber Gold. Długo nie wiedział, że to przekręt

3
Podziel się:

W Amber Gold lokowano monstrualne sumy pieniędzy, to była firma, która się rozwijała; oczy zaczęły mi się otwierać dopiero po upadku OLT Express - mówił we wtorek były dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk. - Docierało wreszcie do mnie, że to jest lipa, piramida finansowa - przyznał.

Krzysztof Kuśmierczyk długo nie podejrzewał, że Amber Gold może być piramidą finansową.
Krzysztof Kuśmierczyk długo nie podejrzewał, że Amber Gold może być piramidą finansową. (PAP/Radek Pietruszka)

W Amber Gold lokowano monstrualne sumy pieniędzy, to była firma, która się rozwijała. Oczy zaczęły mi się otwierać dopiero po upadku OLT Express - mówił we wtorek były dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk. - Docierało wreszcie do mnie, że to jest lipa, piramida finansowa - przyznał.

Kuśmierczyk tłumaczył we wtorek komisji ds. Amber Gold, że ofertę pracy w firmie Marcina P. znalazł na jednym portali internetowych. Jak mówił, gdy trafił do tej firmy, miał zajmować się bezpieczeństwem pieniędzy lokowanych w Amber Gold. - To były monstrualne sumy, gdzie placówki w ogóle nie były zabezpieczone, dopóki nie zostałem zatrudniony - przekonywał.

- Pieniądze z sejfów były odbierane przez BGŻ, a po rozwiązaniu umowy, przez Pocztę Polską. Poczta zabierała pieniądze z placówek i przeksięgowywała na wskazane przez zarząd konto - tłumaczył.

Kuśmierczyk mówił, że do jego obowiązków w spółce należało wyposażenie placówek w systemy alarmowe, kontrolę dostępu, kamery, jak również pisanie procedur odnośnie zachowania się pracowników w placówce i przyjmowania gości w centrali firmy. - A czy chodziło również o zabezpieczenie złota i platyny? - dopytywał Tomasz Rzymkowski z Kukiz'15. - Do momentu, w którym zostałem poproszony o przewiezienie z BGŻ złota, nie wiedziałem, że takie złoto jest w posiadaniu spółki - odpowiedział były dyrektor z Amber Gold.

Rzymkowski pytał jednak, czy miał on wiedzę, że pieniądze lokowane przez klientów miały być inwestowane w złoto. - Miałem pełną wiedzę i świadomość tego, co znajduje się w sejfach w placówkach - mówił Kuśmierczyk. - Czyli wiedział pan, że to jest lipa, że naciągają ludzi? - dopytywał Rzymkowski. - Wiedziałem, że w placówkach na pewno nie ma złota. Nigdy nie zadawałem tego pytania w zarządzie - odparł Kuśmierczyk.

Na pytanie, czy kiedykolwiek wcześniej miał kontakt z funkcjonariuszami służb specjalnych, Kuśmierczyk odpowiedział, że nie. Przyznał też, że pracował w agencji ochrony, gdzie tacy funkcjonariusze pracowali. - Są to policjanci, byli pracownicy służb, różnych służb - odparł.

Zobacz także: Zobacz też nietypowe przesłuchanie teściowej Marcina P.

Podczas przesłuchania członkowie komisji poruszali też kwestię przecieków z ABW, które miały trafiać do Marcina P. - Nie sądzę, żeby Marcin P. wiedział o planach ABW wobec niego - mówił Kuśmierczyk. Jak zeznał, po otrzymaniu w lipcu 2012 przez Marcina P. rzekomej notatki ABW mówiącej o zainteresowaniu Agencji działalnością Amber Gold, podjął nieudaną próbę weryfikacji zawartych w niej informacji. Mówił, że P. po otrzymaniu notatki powiedział: "tak jak myślałem, to chodzi o Polskie Linie Lotnicze", chociaż zastrzegł, że teraz nie jest już pewny tych słów. - Jedyną kwestią, którą poruszaliśmy z tą notatką, to była próba potwierdzenia - dodał.

Nieudane próby

Kuśmierczyk zeznał, że poprosił znajomego, Ryszarda Soleckiego, pracującego w agencji ochraniającej obiekty Amber Gold, żeby spróbował zweryfikować notatkę poprzez swoich pracowników, byłych policjantów. Jak mówił, był to próby nieudane. - Nie uzyskałem jednoznacznej informacji, nikt nie chciał tego dokładnie potwierdzić - stwierdził. Marcinowi P. powiedział z kolei: "nie potwierdzę, czy to jest prawdziwe bądź nieprawdziwe". Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) nie wykluczyła, że Solecki zostanie wezwany na świadka.

Kuśmierczyk zeznał również, że był obecny przy przewożeniu złota z BGŻ do centrali spółki, a potem zlecono mu podjęcie próby sprzedaży kruszcu w oddziale NBP. Jak relacjonował, złoto z BGŻ osobiście odebrał Marcin P. i przeniósł do samochodu, w którym czekał m.in. Kuśmierczyk. Trafiło ono do sejfu w starej centrali spółki. Kuśmierczyk tłumaczył, że torba ze złotem ważyła ok. 20-30 kg, widział to złoto, ale go nie dotykał. - Były to sztabki różnej wielkości - dodał.

Co zrobić ze złotem

Świadek mówił, że przewiózł potem złoto do nowej siedziby Amber Gold. Trafiło do sejfu w jego pokoju, a klucze przekazał zarządowi. Potem, tydzień lub dwa przed 16 sierpnia 2012 r., przenosił je jeszcze do pokoju swoich pracowników, gdzie nie było sejfu, lecz szafy pancerne. - Było takie polecenie najpierw, żeby do kogoś wywieźć to złoto. Dokładnej daty nie pamiętam. Mówiono o jakimś Jacku - zeznał, dodając, że mówił o tym zarząd. Zaznaczył, że nie wie, o jakiego Jacka chodzi.

Polityk Kukiz'15 pytał więc, czy świadek kiedykolwiek otrzymał od zarządu spółki propozycję ukrycia złota lub zna kogoś, komu małżeństwo P. składało taką propozycję. - To było tylko to z panem Jackiem. To nie doszło w ogóle do skutku. To nie była propozycja, ale takie rozmowy pomiędzy małżeństwem P.: "może przewieźmy to złoto" - odpowiedział świadek. Później podczas przesłuchania poseł PiS Jarosław Krajewski doprecyzował, że chodzi o "ojca Jacka".

Rzymkowski przywołał jednak zeznania Kuśmierczyka z 21 września 2012 r., w których mówił, że w tamtym czasie Katarzyna P. podczas rozmowy z Marcinem P. wpadła na pomysł, by świadek wywiózł złoto do siebie lub znalazł bezpieczne miejsce. Na to - jak relacjonował Rzymkowski - świadek się jednak nie zgodził. - To była ta informacja o panu Jacku - odpowiedział Kuśmierczyk, nawiązując do zeznań złożonych wcześniej we wtorek. Mówił wówczas, że zawoził małżeństwo P. do jednego z gdańskich klasztorów, do pana Jacka.

- Czy była taka propozycja? Nie pamiętam; była na pewno taka propozycja, by coś z tym złotem zrobić - dodał, zaznaczając, że temat ten "nie został dalej pociągnięty".

Przewodnicząca komisji śledczej zastanawiała się, dlaczego świadek podczas przesłuchania w prokuraturze w 2012 r. nie wspomniał, że padła propozycja przewiezienia złota do Jacka, a dziś wymienia tę osobę. - Pan Jacek nie pojawia się w żadnym pana przesłuchaniu, z tego co ja się orientuję - zwróciła uwagę Wassermann. Podkreśliła, że gdyby wówczas padło to imię, to śledczy dokonaliby u tej osoby przeszukania.

Nikt nie sprawdził klasztoru

Kuśmierczyk dodał, że nie pamięta na pewno, czy mówił podczas przesłuchania w 2012 r. o "panu Jacku". - Wydaje mi się na 90 bądź na 80 proc., że to imię padało wielokrotnie podczas przesłuchań z ABW - stwierdził. - Gdyby była taka wiedza, to w zasadzie skutkowałoby to tym, że wydane byłoby postanowienie na przeszukanie w klasztorze dominikanów - odparła Wassermann.

- Mogę państwa poinformować, że również z odtajnionych notatek służb wynika, że rozważano, że Jacek to może być kontakt, jeśli chodzi o złoto. Procesowo nie wynikło nic, rozumiem, że żadne przeszukanie tam się nie odbyło i nikt nie zadbał o to, by w tym wrażliwym momencie pojechać i zobaczyć, czy tam się znajduje złoto lub pieniądze - dodała szefowa komisji.

Natomiast Jarosław Krajewski pytał o najbliższych współpracowników małżeństwa P. Kuśmierczyk wskazał dwóch pracowników Amber Gold: Wojciecha Pastora i Łukasza Daszutę. - Nazwisko pana Pastora przewijało się wielokrotnie. Przy wyjazdach do Warszawy on odbierał zarząd z lotniska. Było wiadomym, że Pastor pochodzi z Trójmiasta - mówił Kuśmierczyk. - Daszuta to dobry współpracownik pana Marcina, często razem wychodzili. Jeśli chodzi o pana Daszutę, to był częściej w pobliży zarządu niż pan Pastor - kontynuował.

Krzysztof Brejza (PO) pytał z kolei, czy wie, kto mógł stać za Marcinem P. - Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedział świadek. - A kiedy pan się dowiedział, że cały ten proceder jest oszustwem? - dopytywał polityk Platformy. - Jak miałem wylecieć do Wrocławia, bodajże to był piątek, jak upadły linie lotnicze OLT. Wtedy dopiero zaczęły takie informacje medialne się pokazywać i zaczęły się otwierać oczy. Wcześniej to było, moim zdaniem, mydlenie. Jak były jakieś pytania, to wszystko było fajnie, pięknie - odparł Kuśmierczyk.

Świadek był też pytany, czy przed podjęciem pracy sprawdzał Amber Gold. - Nie. Dużo billboardów, firma, która się rozrasta, zaproponowała godziwe wynagrodzenie i pracę od 8 do 16. Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku - stwierdził Kuśmierczyk, dodając, że w Amber Gold pracowało wiele osób, w tym byłych pracowników banków.

Kuśmierczyk mówił też, że pewnego dnia otrzymał telefonicznie polecenie zarządu - według niego dzwoniła Katarzyna P. - aby sprzedać złoto w oddziale NBP. Zeznał, że zgodnie z poleceniem, miał "podejść do okienka 4 lub 5". - Tam pani zapytała mnie, czyje jest to złoto, skąd jest to złoto i czy ja je sprzedaję - opisywał. Dodał, że zadzwonił do zarządu, domagając się jakiegoś dokumentu, że jest to złoto Amber Gold. Dodał, że pracownica NBP pytała go również o numer konta, na który należy przelać pieniądze ze sprzedaży. - Poprosiłem o pisemną zgodę zarządu na sprzedaż tego złota, które mi dowieziono z centrali - podał, dodając, że dostał też na piśmie numer konta. Kuśmierczyk zeznał, że mówiono mu, iż pieniądze za złoto są potrzebne na wypłaty dla klientów i pracowników.

Pytany, czy po tych wszystkich wydarzeniach nie nabrał podejrzeń co do charakteru działalności Amber Gold, Kuśmierczyk stwierdził, że docierało wreszcie do niego, że "coś jest nie tak". - Że jednak potwierdza się, że można powiedzieć to jest lipa, piramida finansowa. Tylko tyle - stwierdził. Jak zaznaczył, nie zgłosił swoich podejrzeń policji ani żadnym innym służbom.

Rafał Białkowski, Wojciech Krzyczkowski

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(3)
raf
7 lat temu
dziwne ze tym sie KNF nie zajal. Zloto jak kazdy inny metal jest koninturalny raz jest wyzej raz nizej. Dziwne ze KNF nie zadal sobie trudu co by bylo gdyby podobnie zreszta jak z frankciem i opcjami, polisolokatami, przegieciami przez deweloperow. Problem nie jest ze sie problem pojawia tylko w ogole sie nie przeciwdziala. A pseusospecjalisci mowia ze to nie widzialna reka rynku - raczej zlodzieji.
Hmmm
7 lat temu
Same niewiniątka jak w aferze reprywatyzacyjnej...nic nie widzieli,nic nie słyszeli,nic nie pamiętają..
leon
7 lat temu
Dyrektor Amber Gold, jeszcze chłopie nie siedzisz za kratami?