Bernard+
/ 83.22.90.* / 2009-09-01 22:28
To dość dziwne zjawisko. W Polsce mamy wysyp młodych absolwentów wyższych szkół z dyplomami magistrów i licencjatów o specjalności zarządzanie i marketing i oni prawie wszyscy szukają uparcie pracy na urzędniczych lub ogólno biurowych etatach w dużych firmach a żaden nie chce założyć własnej firmy i zostać jej dyrektorem do sprawa marketingu i zarządzać samodzielnie taką firmą. Mamy również dużo absolwentów wykształconych w zakresie europejskich stosunków gospodarczych i pozyskiwania funduszy europejskich a oni również nie zakładają firm i nie składają wniosków o te fundusze! To Polacy mężczyźni i kobiety z wykształceniem zawodowym lub średnim ukończonym jeszcze za czasów PRL są częściej prywatnymi małymi przedsiębiorcami i osobami samo zatrudniającymi się niż Ci utytułowani absolwenci wyższych uczelni, świetnie znający język angielski i biegle posługujący się komputerami. Co jest nie tak ? skoro Ci ludzie nie chcą pracować na swoim a pchają się stadnie na byle, jakie etaty państwowe? Czy to nie przypadkiem dowód postępującego rozwarstwienia społeczeństwa polskiego na tych, co mają przywileje, aby żyć bezpiecznie i spokojnie z podatków stale głosząc, że za mało zarabiają i na tych, Polaków, co muszą jak pańszczyźniani chłopi pracować po minimum 60 godzin tygodniowo, A inni nazywają ich pogardliwie Ci „prywaciarze?. Ale żaden nie chce tak jak ci „Prywaciarze” harować 6 a czasem nawet 7 dni w tygodniu na własne ryzyko, a po pokryciu stale rosnących ustanawianych przez państwo, czyli "państwowych" kosztów prowadzenia prywatnej działalności gospodarczej i po zapłaceniu obowiązkowych składek ZUS i NFZ mieć na życie nieraz mniej niż minimalna płaca a częściej gdzieś zaledwie około połowy średniej płacy krajowej ryzykując przy tym, co dzień wszystkim, co posiadają, aby utrzymać siebie i rodzinę oraz rozrosłą ponad wszelkie uczciwe i prawdziwe potrzeby państwową i samorządowa administrację, do tego trzeba utrzymywać pół miliona 40- 50 letnich uprzywilejowanych emerytów, 2 miliony właścicieli paru hektarów ziemi, na których niczego dla rynku nie produkują, nie płacą realnych składek a tylko symboliczne kwartalne kilkudziesięciozłotowe datki i otrzymują emerytury, renty i ubezpieczenia zdrowotne fundowane przez podatnika nieposiadającego ziemi, bo w prawiepolskim zostali nazwani rolnikami na rodzinnym gospodarstwie. Prywaciarze Ci obecni pańszczyźniani wyrobnicy muszą również utrzymywać na wysokim poziomie armię etatowych związkowców przewodzących utrzymywanemu przez cały naród milionowi pasożytów w nierentownych od 20 lat wielkich przedsiębiorstw państwowych takich dinozaurach, jak kopalnie i stocznie, PKP itp., które przeżyły epokę PRL . Aby nie nudziło się prywaciarzom i ich pracownikom to do kompletu mają do płacenia składki i podatki na 1,7 miliona bezrobotnych z ich rodzinami. Widać prawie każdy wykształcony młody polak chce być w tej klasie społeczeństwa polskiego, która jest utrzymywana przez podatników a niewielu chce być prywatnymi podatnikami zmuszanymi do utrzymywania tych uprzywilejowanych konsumentów PKB. I ten proces malejącej liczby osób pracujących na wytwarzanie PKB a rosnącej liczby osób konsumujących na swoich posadach wytworzone PKB powoduje, że jesteśmy nadal najbiedniejszym narodem w Unii Europejskie, bo mamy PKB per capita zaledwie wyższe od Rumunii i Bułgarii nawet Czesi i Słowacy mimo spadku PKB za ostatni rok o 7 % i tak mają PKB stanowiące tylko 75 % średniej dla UE, podczas gdy Polska po "rekordowym" wzroście o 1 % ma już PKB na głowę mieszkańca równe aż 55% średniego PKB dla UE.