Pilsener
/ 2009-03-10 12:20
/
Sofciarski Cyklinator Parkietów
"PROGRAM POBUDZENIA GOSPODARCZEGO I
POPRAWY SYTUACJI SPOŁECZEŃSTWA " - "pobudzenia" - jak ja lubię to modne słowo. Takie pobudzanie przypomina mi układ dwóch silników połączonych z akumulatorem - silnik polityczny podbiera więcej z ledwie ciepłego akumulatora, by podkręcić drugi silnik, napędzający gospodarkę - ale to oczywiście się nie udaje i system zwalnia, bo silnik pomocniczy powoduje straty mocy (choćby przez tarcie) i w efekcie do silnika podstawowego trafia mniej mocy, niż przed pobudzaniem. Japończycy tak pobudzali, że skończyli w deflacji i z gigantycznym długiem publicznym - mimo to niczego się nie nauczyli i dalej chcą pobudzać. System, który ma pobudzać de facto na gospodarce pasożytuje i ją spowalnia.
Można też "pobudzić" gospodarkę legislacyjnie - np. zmusić silnik podstawowy, by generował więcej mocy (jak np. banki zmuszano do udzielania kredytów NINJA), jednak ten przez to szybko się zatrze a konsewkencje są o wiele poważniejsze niż osiągnięte, krótkotrwałe, sztucznie wywołane prosperity.
Dzisiejsi "pobudzacze" stoją nawet w sprzeczności z klasyczną szkołą państwowego interwencjonizmu gospodarczego, która zakładała łagodzenie cyklów koniunkturalnych poprzez obniżanie podatków i konsumpcję nadwyżek w czasie kryzysu a odwrotne postępowanie w czasie prosperity - a co robią "pobudzacze"? W czasach kryzysu nakładają nowe podatki - żeby oczywiście mieli za co pobudzać.
Reasumując: pobudzanie gospodarki to bzdura, termin polityczny, a nie ekonomiczny, w żaden sposób nie uda się nikomu pobudzić gospodarki z jej własnych pieniędzy - jedyne co to pobudzi, to partyjny aktyw.