tofog
/ 83.15.114.* / 2015-11-27 10:05
Ja nie uważam, że każde świadczenie musi być uzależnione od dochodów rodziny. Całe życie ciężko pracowałam na to, żeby teraz dobrze zarabiać. Podobnie mój mąż. Na dziecko mogłam sobie pozwolić dopiero przed 40-tym rokiem życia, bo wcześniej nie miałam na to warunków. Nigdy w życiu nie korzystałam z żadnych zasiłków, ani innych świadczeń publicznych (poza stypendium naukowym podczas studiów i becikowym po urodzeniu dziecka). Nie mogę korzystać z ulgi podatkowej na dziecko, bo nasze dochody przekraczają próg do tego uprawniający. Wstaję o 5 rano i cały dzień pracuję, aby spłacać kredyt mieszkaniowy, zapewnić sobie i dziecku odpowiednie warunki życia. Mój mąż pracuje w delegacjach i wraca do nas tylko w weekendy. Nam też jest ciężko, choć inaczej niż tym, którzy mniej zarabiają. Zarobienie pieniędzy na zaspokojenie wszystkich naszych potrzeb to ogromny wysiłek. W nagrodę za tą ciężką pracę nic nam się nie należy, natomiast z płaconych przez nas podatków świadczenia otrzymują inny rodzice. Dlaczego mam utrzymywać i moje dziecko, i pośrednio również dzieci tych, którym np. nie chce się tak ciężko pracować? Rozumiem, że są ludzie w ciężkiej sytuacji z powodu różnych sytuacji życiowych. Takim ludziom zawsze chętnie pomogę. Nie uważam jednak, że przez sam wzgląd na to, że jestem pracowita i z głową planowałam swoją przyszłość, mam zostać pozbawiona wszelkich świadczeń, które mają przysługiwać rodzicom w tym kraju. Skoro PIS obiecywało 500 zł na drugie dziecko, to ja też chcę dostać te pieniądze dla mojego drugiego dziecko, jeżeli się na nie zdecyduję.