Oszołomowaty
/ 83.14.48.* / 2010-09-28 15:12
Zrozum co czytasz, kto to mówi, jak mówi a potem pisz ...
Tutaj z innej beczki:
"...Przechodzę do tematu. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, nie Jarosław Kaczyński, nie Tadeusz Rydzyk i nawet nie Janusz Korwin Mikke, obliczyło ciekawą rzecz. Rzecz dotyczy dotacji unijnych. Nie wiem za czyją sprawą ministerstwo policzyło, powiem tylko, że w wersji „jak chłop krowie na rowie”, tłumaczyłem już te obliczenia z 10 razy i nie udało mi się przebić przez umysły dziewczynek od pięknych zeszytów, żadna nie zanotowała lekcji i nie podkreśliła tematu. Obliczenia prezentują się arcyciekawie, chociaż dla mnie nie stanowią żadnej niespodzianki. Nim prezentacji wyników, prosiłbym jeszcze o chwilę refleksji.
Jakież to państwo najczęściej jest zanotowane w zeszytach blondynek i podkreślone szlaczkiem na czerwono, jako państwo dobrodziej polskiego członkowstwa w UE? Państwo dobrodziej, państwo sponsor, państwo co bliźnim jest najczulszym i samo nie zje, a Polakowi da? Czy to jest wykute? Proste było, oczywiście, że Niemcy. To jeszcze drugie, trochę trudniejsze pytanie. Jakie to państwo najczęściej stawia się UE, ma swoją walutę, odrzuca karty praw i w ogóle jest konserwatywnym ciemnogrodem? Nie, nie Holandia, nie Holandia kochane blondyneczki, ale sporo literek trafiłyście. Anglia, taka sceptyczna jest Anglia, sceptyczna, znaczy tyle, że nie bardzo happy. Uwaga wyniki obliczeń w rubryce ile jakie państwo odbija sobie na każdym euro dotacji dla Polski: Niemcy 85 eurocentów (absolutny lider). Austriacy - 68, Finowie – 55, Szwedzi - 54. Na końcu zestawienia Francuzi i Brytyjczycy z kwotą 22 eurocentów.
Nic zaskakującego dla każdego chłopaka, który w zeszycie zmieścił semestr, dziewczynkom dopowiem, że oczywiście ten zwrot ministerstwo obliczyło nie na zasadzie „do łapki”, ale na tej podstawie, o której dziewczynkom na rowie tłumaczyłem w ramach zajęć wyrównawczych. Obliczenie dotyczy zwrotu w postaci kontraktów na usługi i zakup sprzętu, czyli znów uwaga!! Chłopcy już wiedzą, że w tych obliczeniach nie znalazła się najważniejsza pozycja, mianowicie KREDYT. Obliczenie nie obejmuje kredytowania, a to jest największy biznes w tym biznesie. Do tych eurocentów należy doliczyć odsetki, prowizje bankowe i wtedy wyjdzie, że Niemcy dostają za jedno polskie euro ponad euro i to z niemałym okładem.
Co wynika z tej prezentacji. Można się rzucić jak co bardziej porywczy chłopcy i krzyczeć precz z UE, ewidentnie nas rżną. Można nadal być blondynką i podkreślać w zeszycie, że UE to wielki humanitarny projekt równania murzynów z gejami i wysyłania paczek biednym Polakom, przez kochających wielkie idee europejczyków z Niemiec. A można zrobić rzecz niepopularną i pomyśleć. Aby myśleć trzeba zacząć od pokreślenia zeszytów blondynek, łykających jak na długiej przerwie, całą tą legendę o równych ludziach i empatii między narodami o sponsorowaniu biednych przez bogatych. Szanujący siebie i swój mózg chłopak, nie będzie sobie zaśmiecał organizmu podobnym komunikatem, na to można rwać i dymać tylko blondyneczki o pięknych zeszytach. Nie należy też za bardzo się z pięściami rzucać, spokojnie macho, żadnego tam wychodzenia z UE. Trzeba zmienić taktykę. Trzeba obniżać koszty uzyskania i niestety robić to w stylu blondynek. Mówić pięknie o UE, a pod ladą przekazywać i zachęcać, żeby zamiast firmy niemieckiej zatrudniać polskie, zamiast chińskich talerzy do dotowanej knajpy, kupować ceramikę z Bolesławca. Gdzie się nie da kupić polskiego, to przynajmniej wziąć kredyt w PKO.
Co to daje? To daje, że każde euro przekazane Polsce w ramach dotacji zostaje powiększone. Już nie 85 eurocentów trafia do Niemiec, ale powiedzmy 35 do Polski. A co TO daje. To daje, że to Polska, a nie Niemcy napędza swoją gospodarkę, zwiększa PKB, zmniejsza bezrobocie, buduje marki produktów i usług, jeśli się zadłuża, to krajowo, nie europejsko. Zadłużenie krajowe i europejskie to jak pożyczyć kasę od szwagra, albo pożyczyć jak Goldman Sachs, który co miesiąc informuje nie ile pożyczyłeś, ale ile masz oddać. Problem w Polsce polega na tym, że jak tylko tę receptę przeczyta jedna czy druga korporacja, albo polityczna potęga, żyjąca z polskich blondynek, zaraz uruchomi lekcje dla blondynek. Lekcja pierwsza zaściankowość i bark zrozumienia europejskości, że nie ważne gdzie i co się kupuje, ważne, żeby zagraniczne. Lekcja druga homofobia, lekcja trzecia nacjonalizm, lekcja czwarta bogoojczyźniane histeryzowanie.
Mamy potrójnie przesrane, po pierwsze w Niemczech, we Francji, w Angoli większość to chłopcy, tam większości nie trzeba przekonywać, że najlepszy na świecie jest niemiecki samochód w Niemczech, francuskie wino we Francji, angielski futbol w Anglii. Innymi słowy państwa bogate, szanujące się, nie przejmują się lekcjami dla blondynek, one z blondynek żyją. Żadne medium nie odważy się tam podjąć szowinizmu i równości, gdy Niemiec chwali Mercedesa, tam „europejski” Wojewódzki, a już na pewno internacjonalista Michnik kariery by nie