Fr.Skwarnicki
/ 194.181.106.* / 2009-10-19 16:13
W tej sprawie zapanował jak zwykle, gdy rzecz dotyczy dziennikarzy, zupełny kociokwik. Jakiś czas temu dziennikarz Sumliński został postawiony w stan oskarżenia w sprawie dotyczącej tzw. raportu Macierewicza (chodziło podobno o przyjmowanie odpłatnych zleceń na usuwanie nazwisk z tego raportu). ABW zapewne podsłuchiwała (zapewne całkowicie legalnie - bo skoro Sumliński dostał zarzuty, tym bardziej była zgoda na podsłuch) podejrzanego. Dziennikarz Gmyz (skądinąd wielbiciel stenogramów z podsłuchów) zadzwonił z podsłuchiwanego telefonu do dziennikarza Rymanowskiego. I pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się sprawą, gdyby funkcjonariusz Mąka nie wpadł na pomysł wytoczenia owemu Sumlińskiemu procesu cywilnego za jakieś zniesławiające publikacje. Stenogramy z podsłuchów zostały podobno wzięte przez adwokata Mąki z prokuratury. Pytam - czy Mąka jest idiotą, żeby wykorzystywać materiał z ewentualnie nielegalnego podsłuchu w sprawie cywilnej, z natury jawnej? Ale jest i druga strona medalu-jakim cudem rozmowa Gmyza z Rymanowskim (żaden nie był uczestnikiem sprawy Sumlińskiego) znalazła się w prokuraturze? Materiał z podsłuchu tej rozmowy jako nieprzydatny powinien być niezwłocznie zniszczony. Ktoś w ABW albo nie zna procedur, albo je naruszył. I do tego wywlókł sprawę na światło dzienne przekazując ten materiał do prokuratury do sprawy Sumlińskiego. Albo głupota albo prowokacja. A dziennikarze, którzy z lubością korzystają z gotowców podsuwanych im przez różne służby w tym przypadku uderzają w płacz i krzyczą o zagrożeniu wolności słowa. Ja i bez podsłuchów, na podstawie wlasnych doświadczeń, wiem, że danie jakichkolwiek wrażliwych informacji dziennikarzom kończy się źle dla informatora.