ekonom4
/ 77.255.69.* / 2016-01-15 23:11
Niestety, w moim 60-letnim okresie pokutowania w Polsce wiele razy miały okazję słuchać te wspaniałe wizje, urozmaicane takimiż samymi wskaźnika wzrostu w PKB czegoś tam. 60 lat, a nadal obok obietnic jest tylko... frazeologia obietnic, wizja nareszcie lepszego jutra, rozumienie potrzeb innych, a na osłodę podatnikowi, mięsu wyborczemu i naiwnemu obywatelowi - kolejny krasomówczy polityk w kolejnej kadencji wysokiego organu państwowego.
Stwórzcie wreszcie to, o czym tak pięknie bełkotali liderzy ruchów - rzekomo roboczych - ponad ćwierć wieku temu - PAŃSTWO OBYWATELSKIE. Całe reszta pojawi się z czasem i to bez jakiegoś uniesionego i okolicznościowego gadania o niej. Stwórzcie państwo gdzie podatnik, pracodawca, pracownik, Kowalski i Nowak będą partnerami wobec urzędnika, a nie bojącymi się tegoż urzędnika z powodu możliwego błędu, niedopatrzenia itp.. Dlaczego w Polsce urzędnik jest władcą wobec podatnika? Dlaczego w Polsce urzędnik administracji terenowej, a o centralnej lepiej nie wspominać, jest czymś większym, aniżeli był pan feudalny wobec swego wasala? Czu w Polsce długo prawo będzie dla przeciętnie wykształconego i inteligentnego obywatela swoistym zabagnioną puszczą, w której w każdej chwili może natknąć się na przeszkodę urzędniczą, albo wpaść w życiowe tarapaty i doprowadzić do ruiny życie swej rodziny tylko przez arogancję, chamstwo, bezczelność, a często prostacką zawiść państwowego urzędnika?
Patrzycie na USA. Pokażcie mi tam przykład, kiedy to rachunkowo pomyłka w sprawozdaniu finansowym kończy się nie tylko katastrofą finansową podatnika, ale też pociąga na dno społeczne i kulturalne cała jego rodzinę? Nie. Tam urzędnik musi wykazać, że podatnik świadomie wprowadził organ państwowy w błąd. W Polsce zaś obywatel musi wykazać, że jego błąd był nieświadomym, że był skutkiem tego, iż spowodował go człowiek, a nie doskonale funkcjonująca w każdych warunkach maszyna. Przecież relacje urzędnik - obywatel, były o wiele racjonalniejsze, bliższe ideałom państwa obywatelskiego w PRL-u, aniżeli w Polsce, która chełpi się wolnością i niezawisłością. Czyżby wskutek tej wolności i niezawisłości młode pokolenie wyjeżdżało stad, prowokowane potrzebą pracy, a potem nie było skłonne wracać do swojej Ojczyzny? Może jednak wyjeżdżają stąd z konieczności znalezienia dochodów do życia, ale potem zaczynają odczuwać brak urzędniczego bata i normalność stosunków z urzędami państwowymi. Normalność, a nie dominację urzędnika na d obywatelem.