Coraz mniej ich obchodzi czy ich student ma wykształcenie, z którym zdobędzie pracę, czy pójdzie na bezrobotne a jeszcze mniej ich obchodzi, gdzie zdobędzie niezbędne praktyki i doświadczenie.

Jak widzę z jakim zaangażowaniem profesorkowie tworzą nowe kierunki po których nie będzie pracy i zachwalają jakie to one nowoczesne i wychodzące naprzód potrzebom i przyjmują coraz więcej typa na kierunki tanie w utrzymaniu, po których już od dawna pracę znaleźć nie sposób to mnie krew zalewa. Raz że marnują moje pieniądze, na które ciężko haruję płacąc coraz większe podatki na ich niebotyczne pensje. Dwa że sam kończyłem taki kierunek po którym praca miała być dobrze płatna i łatwa do zdobycia, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Dobrze że dziś młodzi mają internet to chociaż mogą skonfrontować te uniwersyteckie kłamstwa z ofertami pracy.

ojej, ależ odkrycie? Ludzie pracujący cały miesiąc za 1600 brutto, straszeni konkurencją darmowych stażystów, czy pół-darmowych studentów nie są lojalni, kompetentni i zaangażowani w pracę i firmę? Ojej jakie to dla pracodawców dziwne!

Problemy ze znalezieniem odpowiednich kandydatów polegają pewnie głownie na tym, ze dają gówniane pieniądze za kosmiczne wymagania. Wiadomo, że pracownika najlepiej sobie wyszkolić, a potem go zatrzymać. Tymczasem u nas najchętniej zatrudnia się studentów za grosze i narzeka, że nie mają doświadczenia :) Nasi pracodawcy po prostu jeszcze nie dorośli do rynku pracy, który mamy.