IQU
/ 95.41.252.* / 2010-08-24 00:00
A oto moja historia z bankiem PKO
Pani sporządzająca umowę do Karty Kredytowej zgubiła ją, a po moich interwencjach kartę otrzymałam po sześciu miesiącach. Oczywiście przez 6 miesięcy opłata była naliczana...
Żenada najgorszy bank pod słońcem.
W 2008 roku „wzięłam” kredyt walutowy WŁASNY KĄT HIPOTECZNY. Sytuacja moja jednak diametralnie się zmieniła i w bieżącym roku kredyt ten w całości spłaciłam. Chodź miałam nadzieję, że przeniosę go na inną nieruchomość, dużo bardziej wartościową jednak Panie w moim oddziale stwierdziły, iż nie ma takiej możliwości...
Nie mam pojęcia czy w tym banku obowiązują jakieś standardy w obsłudze Klienta ,ale Panie z placówki w moim mieście stosują wysoce inteligentne rozwiązania, żywcem wzięte z kultowego filmu „Miś”.
Rozumiem, ze w życiu trzeba mieć jakieś wzorce, pytanie dlaczego takie????
Bardzo zależało mi na kwicie mazalnym dla Klienta który kupił ode mnie mieszkanie więc będąc nieopodal banku kilka razy weszłam aby dowiedziec się czy może już jest.
Panie zawsze mnie niemiło zbywały np. będąc o godz. 15:50 otrzymałam informacje od jednej z Pań cytat „mnie już w pracy nie ma” na co zapytałam „a czy ta Pani, za Panią nadal w pracy jest?” niestety obie Panie nawet nie raczyły sprawdzić czy dokument ten jest, a gdy zapytałam jak długo czeka się na kwit Panie odesłały mnie do umowy abym tam sprawdziła termin.
W umowie oczywiście terminu takiego nie ma, a Klient który kupił ode mnie mieszkanie, z niecierpliwością na ów dokument oczekuje.
Zatelefonowałam do placówki PKO znajdującej się w Toruniu aby dowiedzieć się czy po 14 dni oczekiwania jest już dla mnie kwit mazalny.
Po pewnym czasie otrzymałam odpowiedź, "jeszcze nie ma"
A kiedy będzie? Nie wiem...
Zapytałam więc kiedy mogę się spodziewać, na co usłyszałam, cytat: „nie mogę z panią rozmawiać bo mam klientów”.
Moje pytanie brzmi.
Czy ja nie jestem klientem?
Pozwoliłam sobie zadzwonić do innej Państwa placówki w Toruniu, gdzie miła Pani poinformowała mnie, iż na ów dokument czeka się do tygodnia...
Sytuacja niepokoi mnie tym bardziej, że podobne zdarzenie miało miejsce, kiedy to czekałam na pismo informujące o wysokości zadłużenia za które zapłaciłam 300zł.
Miałam zostać poinformowana o tym, iż już jest.
Niestety takiej informacji nie otrzymałam.
Kiedy po ponad dwóch tygodniach mój mąż poszedł osobiście do placówki, okazało się po piętnastu minutach szukania, że ów dokument zawieruszył się na parapecie i leży tam od tygodnia...
Po sytuacjach jakie zdarzyły mi się w czasie współpracy z PKO BP, dzisiaj wręcz obawiam się o środki, które posiadam na rachunku tego banku, oby jakaś blond piękność nie nacisneła przypadkiem klawisza Delete będąc na moim koncie...
Do Zarządu PKO BP do przemyślenia...