Maria373
/ 83.9.159.* / 2015-02-21 12:34
Jakie przewalutowanie? TO NIE BYŁ KREDYT W CHF TYLKO W PLN
Szanowny Panie Przewodniczący,
W treści Pańskich wypowiedzi w opublikowanym na stronie internetowej Radia Zet wywiadzie, w kwestii tzw. kredytów frankowych stwierdził Pan m.in., że – cyt.: „.. problem został wykreowany przez obydwie strony umowy i przez obydwie strony powinien zostać rozwiązany”. Doprawdy szkoda, że od zgłoszonej jakiś czas temu propozycji prostego „przewalutowania po kursie z dnia zaciągnięcia” odszedł Pan aż tak daleko. Jak widać, nie tyko szkodliwie „dopracował” Pan swoją propozycję, sugerując wpakowanie na barki konsumentów drugiego kredytu równoważnego z obciążeniem wzrostem kursu waluty, ale jeszcze dodatkowo uznaje Pan dziś kredytobiorców frankowych za współwinnych całej sytuacji. Jeśli ktoś w dobrej wierze kupuje – jak się potem okazuje - wadliwy towar lub wadliwą usługę, to owszem, jest stroną problemu, ale na pewno nie jest współwinny. A skoro już traktuje Pan kredytobiorców jako istotną, bo przecież „współkreującą” stronę, to jakoś nie mogę dostrzec faktu zapraszania przez Pana przedstawicieli kredytobiorców na spotkania w sprawie rozwiązania problemu. Wygląda zatem na to, że rozwiązanie poszukiwane jest wyłącznie wobec drugiej, silniejszej strony umowy. Skoro odpowiedzialność za sytuację chce Pan rozkładać na obie strony (choć to dramatycznie niesłuszne), to wypadałoby także z drugą stroną konsultować propozycje rozwiązań.
Mam wrażenie, że w swojej nowej (tej obecnej) propozycji całkowicie pomija Pan istotę kredytowych zobowiązań, w których pożyczony kapitał nie może rosnąć (a przecież wypłacony był w rzeczywistości nie w CHF a w PLN). Pomija Pan również to wszystko, co dziś dość powszechnie wiadomo na temat waloryzacji PLN do CHF w umowach, czyli klauzul abuzywnych, jednoznacznie negatywnie ocenianych tak w polskim jak i europejskim prawodawstwie. Te elementy decydują o tym, że nie tylko kredytobiorcy nie są niczemu współwinni. Także sam problem nie powstał 15 stycznia br. Problem powstawał na etapie zawierania umów i pozostaje jedynie pytanie czy był pomyłką czy też celowym działaniem banków. Jeśli data 15 stycznia stanowić ma jakąkolwiek cezurę, to może ona dotyczyć przede wszystkim zwiększonej ilości osób z trudnościami w regulowaniu zobowiązań i bez wątpienia także lawinowo wzrastającej po stronie kredytobiorców świadomości w zakresie tego, czego uczestnikami się stali.
W swoim dzisiejszym wywiadzie, w przedstawianiu szczegółów swojej propozycji zauważył Pan, że kredytobiorcy frankowi powinni przy przewalutowaniu dopłacić różnicę za teoretyczny kredyt złotówkowy, bo – cyt.: „…nie ma żadnego powodu, by powstało wrażenie u kredytobiorców złotowych, że znowu ktoś osiągnął jakąś nieuzasadnioną korzyść”. Pomijam już to, że samo słowo „przewalutowanie” nie jest tu do końca właściwe, bo kredyty tzw. frankowe były przecież wypłacane w złotówkach, a franki stanowią jedynie przelicznik indeksacyjny i tak naprawdę nie ma tu czego przewalutowywać tylko trzeba wykreślić zapisy indeksacyjne/waloryzujące. Gdybyśmy byli dziś na etapie Pańskiej pierwotnej propozycji, być może dopłacanie różnicy czy wyrównywanie byłoby zrozumiałe i do dyskusji. Ale dziś proponuje Pan kredytobiorcom frankowym ich pierwotny kredyt (i na to zgoda), dodatkowo mają wziąć drugi kredyt na zapewnienie bankom spekulacyjnych zysków (z „łaski” w części umarzany) i na deser proponuje Pan jeszcze jakieś wyrównanie ze względu na korzyść? O jakiej Pan w tej propozycji myśli korzyści? Tej, że pozbawiając się szansy na dochodzenie sprawiedliwości w sądzie polskim czy europejskim, kredytobiorcy mieliby potwierdzić to, że niby od banku pożyczyli więcej niż w rzeczywistości i zobowiązali się ten rozmnożony nienależny dług oddać? Przecież KNF to nie skrót od Komitet Nostryfikacji Fałszerstw…