jacek960
/ 178.189.241.* / 2015-08-14 15:53
Banki nie pożyczają własnych pieniędzy, lecz te, które pozyskują z zewnątrz (np. od deponentów). Pod każdy kredyt w złotych powinien być w bilansie banku depozyt klientowski, obligacja albo pożyczka od innego banku.
Czy z kredytami frankowymi jest inaczej? Oczywiście nie: bank musi najpierw pożyczyć pieniądze, żeby udzielić kredytu we frankach. Pożycza więc franki od banku zagranicznego i przekazuje je klientowi (przeważnie wcześniej wymieniając je u siebie na złote). Klient spłaca raty po aktualnym kursie franka, bank zaś systematycznie spłaca z tych pieniędzy część kredytu, który zaciągnął za granicą. Nie zarabia więc na tym, że frank drożeje lub tanieje, bo działa tylko jako pośrednik. Na czym więc zarabia? Na marży kredytowej (czyli tej części raty, która przewyższa LIBOR, a więc oprocentowanie pieniędzy na rynku międzybankowym) oraz na spreadzie walutowym (chyba że klient przynosi franki, a nie złote).
Dlatego nie ma żadnej możliwości, by bank pozwolił klientowi spłacić dużą porcję kredytu (lub cały kredyt) po nierynkowym kursie i na tym nie stracił. Gdyby np. przyjął od klientów raty przeliczone po kursie 2,5 zł, to musiałby potem za te pieniądze kupić franki (bo bank, który pożyczył mu pieniądze, chce z powrotem franki, a nie złote).