Dopóki premier maskował się za plecami bezpośrednio uwikłanych w aferę hazardową pretorianów, sam upozowany na zdystansowanego lidera cokolwiek tylko podłamanego zawodem, jaki sprawili mu grzeszni podwładni, dopóty salonowszczyzna czuła się również bezpieczna. To jest dość oczywiste, bo Platforma na wysokim koniu, gwarantująca salonowi komfort istnienia, to przede wszystkim Donald Tusk.
Jego umiejętności medialno-aktorskie oraz polityczna zręczność gracza oszlifowana w wieloletnich podchodach do władzy, jest dla salonu rękojmią, gwarancją i dowodem, że można spać spokojnie. Do czasu wybuchu afery hazardowej w rządzie Donalda Tuska przyszłość tego towarzystwa jawiła się świetlana, gdyż premier odgrywał znakomicie swoją rolę, mimo różnych wpadek, które zresztą były natychmiast tuszowane przez postępowe media.
Sprawy zaczęły iść ku gorszemu, gdy na samym wstępie afery stało się jasne, że to przyjaciele premiera z rządu i partii są bezpośrednio uwikłani w nielegalne podchody przy ustawie hazardowej. Niepokój dożywotnich świętych krów rósł w miarę ujawniania coraz to nowych dowodów zażyłości prominentnych działaczy z otoczenia Tuska ze światkiem szemranych biznesów.
Wkrótce też stało się oczywiste, że osławione standardy Platformy Obywatelskiej pasują raczej do obrazu charakternego git człowieka, niż współczesnego męża stanu. Bowiem sposób, w jaki premier zabezpieczał proces legislacji przed nielegalnymi poczynaniami działaczy z własnej partii, stawia pod znakiem zapytania jego możliwości intelektualne albo deklarowane intencje – tertium non datur. W tym momencie było jasne, że budowany długo i pieczołowicie wizerunek prężnego menedżera władzy sypie się nieodwołalnie.
Oceniając po całości dokonania rządu PO przez dwa lata, nie ma w powyższych słowach ani krzty przesady. Przedwyborczy hokus-pokus ze sprzedażą stoczni, liczne przekręty i afery z udziałem działaczy Platformy,
akcje służb oraz prokuratury przeciwko dziennikarzom czy Pawłowi Piskorskiemu, jawna gangsterka polityczna posłów PO w komisji hazardowej, dają prawo do przypuszczeń, że nie mamy do czynienia ze standardowym ugrupowaniem partyjnym, lecz grupą interesu czy zgoła mafią polityczną.
Dopóki premier lśnił kryształową czystością intencji, towarzystwo salonowe czuło się bezpieczne od tych wszystkich katolików, moherów, ciemnogrodów, homofobów, bydła, antysemitów, pisowców, nacjonalistów, klerykałów, faszystów, radykałów, karłów, pętaków i oszołomów. Czyli w ogólności od tych wszystkich strasznych ludzi, którzy najpierw chcą być Polakami, a dopiero potem Europejczykami; którzy chcą mieć rodziny, a nie związki; którzy pedofila bez ogródek nazywają zboczeńcem, a esbeckiego współpracownika donosicielem; którzy z Bogiem rozmawiają w Kościele, a nie w kanale TVN Religia.
I co gorsza, nie idzie im tego w żaden sposób wyperswadować, pomimo dwudziestoletnich wysiłków wszystkich autorytetów moralnych zakorzenionych głęboko w moralności socjalistycznej. Nie dziwota zatem, że salon, który w obawie przed popadnięciem w śmieszność, musiał ostrożnie krytykować proceder Platformy, z drugiej strony poczuł zagrożenie swoich żywotnych interesów i zaczął z kolei popadać w schizofreniczną furię.
Skompromitowany szef partii miłości oznaczać może bowiem powrót PiS-u, a to jest równoznaczne z odwrotem III RP, wygodnego gniazda postpeerelowskiego establishmentu. Popatrzcie tylko, za co najbardziej obrywa się PiS-owi : za lustrację, czyli odsunięcie esbeckich współpracowników od wpływu na państwo; za próbę dekomunizacji, czyli zaorania bandyckiego ugoru, jakim był PRL; za rozbijanie wszechwładzy korporacji, czyli usiłowanie złamania monopolu drapieżnych prawników i biurokratów; za promowanie rodziny przeciwko dewiacjom społecznym; za opór przeciwko rozmyciu narodu w biurokratycznym molochu UE.
A teraz popatrzcie na uniki i zaniechania Platformy w naprawie państwa i będziecie już wiedzieć na pewno, kto za kim stoi, z kim trzyma i czyich interesów broni. PiS dostaje przede wszystkim za Polaków, którzy chcą być Polakami, za to żeby Polska była Polską, a nie tylko prowincją Unii. Cała nienawiść i pogarda tzw. postępowców do Polaków skupiła się na partii Kaczyńskich.
Bowiem jedynie PiS jest realnym zagrożeniem dla tych, co ukradli pierwszy milion, a nierzadko i wszystkie pozostałe, dla farbowanych demokratów, orędowników dewiacyjnych mniejszości jako gwarancji demokracji, a przede wszystkim dla korporacji autorytetów wzajemnych. Natomiast żadnym zagrożeniem dla salonowszczyzny nie są politycy jak Dorn, Ujazdowski czy Sellin, którzy założyli białe rękawiczki i mówią nam, że będą oczyszczać stajnie III RP, ale jak nie da rady, to trudno, przecież można jakoś w tej stajni żyć.
Trzeba jasno powiedzieć, że tylko Kaczyńscy zaryzykowali dla tego celu swoją przyszłość, nie tylko polityczną, i tylko oni postawili wszystko na jedną kartę, i jedynie oni nie rezygnują z wysiłków. Kiedy będziecie krytykować PiS za nieudolność, brak pomysłów