Rep
/ 89.230.51.* / 2015-02-27 19:23
Mój ojciec w wieku 21 lat poszedł w 1936 roku do czynnej służby wojskowej w Suwałkach. Podczas działań wojennych przeciwko Niemcom mieli do dyspozycji kilka granatów i szable, bo nie było już naboi. Z takim to wyposażeniem mój ojciec jeszcze walczył przeciwko niemieckim czołgom.
Jak sobie myślę jak wracają teraz bogaci po majątki, w 1939 roku jak myszy uciekali z Polski pozostawiając naród polski bez porządnego uzbrojenia to darujcie mi, że przerwałem tą myśl.
Pewnego razu od tyłu zaskoczyły ich wojska ZSRR. Dostał się do niewoli rosyjskiej, podczas, której pędzony był przez 14 dni w głąb ZSRR. Następnie pociągiem z wagonami dla bydła wywieziono go do Kazachstanu w rejonie Pietropawłowska. Tu w obozie dawano im do jedzenia zgniłą brukiew, a gdy było ciepło dawano żołnierzom solone śledzie, ale bez wody do picia. Każdy z nich kopał sobie rękoma dołki w piasku w poszukiwaniu par wody.
Zimą w 1940 roku ZSRR wymienił się z Niemcami niewolnikami polskimi - żołnierzami i ojciec mój wywieziony został wagonami nieszczelnymi do Niemiec, w okolicach Drezna do kopalni węgla brunatnego. Transport przeżył tylko, dlatego, że zabierano od umarłych odzież.
Warunki w kopalni niemieckiej były straszne. Wszechobecne zimno i głód, a przy tym, co jakiś czas ktoś nie wytrzymał tych warunków. Praca od godz. 6:00 do 18:00 i do tego jeszcze należy dojść. Budził się rano, a po jego boku nie żył już kolega. Przykrywali się tylko workami papierowymi. Jeśli którejś nocy nikt nie umarł, albo podpadli Niemcom, wówczas to dozorca niemiecki polał wodą beton, na którym to mieli zasnąć. Brakowało wówczas worków papierowych.
Podczas pchania wózków z urobkiem rękoma na mrozie i gdy komuś zabrakło papieru aby podłożyć sobie między dłońmi a stalową skrzynią, wówczas nie mógł się oderwać od skrzyni wózka, to Niemcy go oderwali siłą i tak pozostał na śniegu. Już takiego kolegi więcej nie widziano. Ojciec mój zrozumiał, że z tego obozu już nigdy nie wyjdzie. Pewnego razu wachman zaspał i wtedy ojcu kazano nieść szybko naczynie z gorącą niby kawą. Wachman poganiał ojca, aby szybciej szedł i nie wylewała się gorąca kawa. Gdy wachman zbliżył się do niego z zamiarem uderzenia go, w tym momencie ojciec wylał mu tą kawę na twarz i uciekł.
Akurat podczas ucieczki byłą zima i sypał gęsto śnieg. Ojciec zakopał się w śniegu aż przeszła pogoń. Na drugi dzień ojciec wskoczył do wolno jadącego pod górę pociągu parowego z wagonami wypełnionymi węglem.
Nie zamierzam dalej opisywać co robił ojciec ale pracował u baera, w tartaku i u stolarza, jako niewolnik do przymusowej pracy.
W sumie mogę tylko jeszcze przypomnieć, że ojciec rozpoczął służbę w 1936 roku, a powrócił do domu w 1945 roku, czyli po 9 latach, a w tym 6 lat ciężkiej i katorżniczej pracy. Za tę pracę nic nie dostał, ani żadnego odznaczenia, a nawet musiał ukrywać, że był w niewoli w ZSRR.