GAJDUS
/ 91.214.0.* / 2011-03-24 19:45
e: CCC [0]
DOBRE CZASY
I
Gdzie nas ten człowiek powiezie?– mówiły sobie Krasnoludki siedząc na
wozie
ubogiego Skrobka i kłopocąc się o dwóch swoich towarzyszów:Podziomka i
Koszałka-Opałka,którzy gdzieś w drodze przepadli.
–Do króla by się jakiego zdało,żeby miłościwy pan nasz kompanię
piękną miał,a na
honorze uszczerbku nie poniósł!– odezwał się kanclerz Kocie--Oczko.
–Dobre by to było!–zawołał paź Krężołek i oblizał się szeroko
językiem.–U królów, słyszę,same tłuste i słodkie potrawy jadają,a
kołacze na każdy
dzień pieką.Tam by się człek pożywił.
–Ciszej byś był oto!–zgromił go Słomiaczek,dziwnie wychudzony
i
cienki.–I tak się już ledwie toczysz niby kula.Jeno patrzeć,jak urząd
stracisz,a
pan nasz miłościwy inszego do noszenia za sobą purpury swej weźmie!
–O królów to tam niełatwo na wsi –przerwał ten spór
Modraczek.–Ale może
choć do księcia jakiego ten poczciwy kmieć nas powiezie?
–U księcia także wielki dwór,dworzany kuchmistrze!–zawoła na
to
Żagiewka.– Kapela też zawsze jest,muzyka gra,stoły aż się gną od
srebrzystych mis i
pucharów,światło jarzące, jak na rezurekcji,na każdą noc świeci,ludzie
długo śpią i mało
co czyniąc,wesoły żywot pędzą.Tam by nam dobrze było!Ale książęta też na
gruszkach
polnych nie rosną,niby ulęgałki,a i książęcy dwór każdemu jak karczma
otworem nie
stoi.Daleko by nam jechać, żeby księcia znaleźć!
– No,,to choćby do grafa jakiego niech nas wiezie!— zawołał na
to
Słomiaczek..–Graf też tęgie życie prowadzi i duży dwór trzyma.
– Ba!!–rzecze Chwastek.– A jakie stajnie ma!!Co za
konie!Jakie psy
myśliwskie!
– A jakiż tam wikt??– zapytał troskliwie Krężołek.
–Ha,cóż!Jak u grafa!Doskonała kuchnia i już!Na rożnach obracają się
pieczenie z
sarny lub dzika,pasztetniki pieką torty i piramidy cukrowe,a wino złociste
z gąsiorów do
pucharów leją,a jakie szczupaki na stół,na takich ot,misach niosą! Tu
rozłożył ręce jak
szerokie miał,a wszyscy z podziwienia głowami kiwać zaczęli. Ale
Pietrzyk,który do
wszystkiego prędki jak iskra był,skoczy ze swego miejsca,słysząc owe cuda,i
trąciwszy
Skrobka,zawoła:
– Człowieku!!Hej,człowieku,znaszże ty grafa jakiego w tej okolicy?
– Grafa??– powtórzył Skrobek drapiąc się za ucho.–
Nijakiego grafa tu
nie ma.. Pomilczał chwilę,a po chwili,przypomniawszy sobie,dodał:
–Jest ci hąjno na górce stara taka rudera,komin ano tylko i kawał
muru,co
powiadają,że tam dawnymi czasy grafy siedziały;ale teraz pustka to i
mieszczany tylko tam
czasem po cegłę jeżdżą,jak któremu trzeba.Grafy ponoć dawno wymarły.
–Wymarły?– zawołał z żywym współczuciem Krężołek i klasnął w
dłonie.–
Patrzcież, jak od takiego dobra umierają ludzie i odchodzą!Ha,jak tak,to
niech nas choćby
do porządnego szlacheckiego dworu ten chłop powiezie,to i tam krzywdy nam
nie będzie.
Szlachcic na wsi to także pan całą gębą.
–A tak –odezwał się na to Modraczek.–Przyjdzie wiosna,to
sobie rano
wstanie,na te pola zielone pod zorzą wyjdzie;tu mu skowronek śpiewa wesołą
piosenkę,tu mu
rosa perły pod nogi sypie,tu mu kwiatuszki dziergają wzorzyste kobierce po
łąkach,tu mu
pługi czarną ziemię orzą,wołki porykują,oracze pokrzykują,aż dusza
rośnie,aż serce
jaśnieje.Przyjdzie lato,fuzyjkę szlachcic bierze,na błota idzie,kaczkę
dziką ustrzeli,do
torby pięknie przytroczy,w to niebo modre popatrzy,wesołe myśli ma.A tu
pola dokoła
szumią kłosem złotym,a tu lny kwitną modro,a tu siano z łąk pachnie,a tu
jagody się
rumienią,a pszczoły w lipie brzęczą...Przyjdzie jesień,to jabłoń i grusze,i
śliwy pod
owocem się gną,w gaju brzozowym grzyby i rydze pachną,wieniec dożynkowy
złoci się i mieni
to kłosem,to kwiatem,to orzechów gronem.Rankiem na polach mgły leżą,słońce
ledwo się
wychyla,a mój szlachcic nuż w bór z nagonką!nuż łowy na zwierza!Bór cicho
stoi,grania
ogarów słucha,na myśliwców z wysoka wiewiórka czarnymi oczyma patrzy.Wtem
huknie strzelec
raz i jeszcze raz!Paf!paf!paf!Echo się szerokie rozlega,krzyk słychać
radosny i
myśliwskie trąbki.
–Dobrze,bardzoś to dobrze opowiedział,wierny mój
Modraczku!–rzekł na to
miłościwy król Błystek,który,w milczeniu rozmowy drużyny swej
słuchając,teraz się
uśmiechać mile zaczął.–Obyśmy do takiego dworu ziemiańskiego w
podróży naszej
trafili!Ale choćby tam nawet nie było tak gwarno i wesoło,i tak mu rad
będę! Mówił tak
jeszcze król stary z wyrazem rozrzewnienia na zmarszczonej twarzy,kiedy wóz
nagle o
kamień stuknąwszy w bok z gościńca na polną drożynę skręcił,a zaraz też i
szkapa ubogiego
Skrobka parskać wesoło zaczęła,jak zwykle czynią konie,kiedy dom poczują.
Jakoż wóz
niebawem się zatrzymał,a chłop,podszedłszy do siedzących na nim,rzekł:
– Złaźtaż!!Wy,królisko,i wy,reszta!Złaźta!Już my przyjechali!
–Gdzie?Ja