Oszolomowaty
/ 193.110.130.* / 2012-01-05 13:39
Tutaj troche powietrza do POmatrixa:
"...Afera receptowa – to doskonały przykład tego, jak funkcjonuje Polska pod rządami Donalda Tuska. Nikt tu za nic nie odpowiada, winni zawsze są na zewnątrz, a władzę interesuje wyłącznie to, by uciszyć medialną wrzawę.
Sztandarowa, by nie powiedzieć jedyna, reforma rządu Donalda Tuska właśnie się wywraca. I na nic się zdają propagandowe zapewnienia, że to wszystko wina złych lekarzy, nieodpowiedzialnych farmaceutów, chciwych koncernów farmaceutycznych i oczywiście nieodpowiedzialnych mediów, które zamiast zająć się pozytywami nowej ustawy, koncentrują się na „nieistotnych zawirowaniach”. A powód jest oczywisty – po raz pierwszy – całkowicie w realu – większość społeczeństwa mogła się przekonać, jak ma się polityczny matrix stworzony przez rząd do rzeczywistości. Zderzenie zaś z rzeczywistością ludzi, którzy wciąż wierzyli, że jej nie ma, że istnieje tylko propaganda, zawsze jest bolesne.
Słowa nie tworzą rzeczywistości
Tak jest też tym razem. Minister Bartosz Arłukowicz sięgnął po sprawdzone metody tego rządu, który, gdy coś się wali, wydaje stosowane oświadczenia, grozi konsekwencjami i zapewnia, że po jego decyzjach i zapowiedziach natychmiast zrobi się lepiej. Niestety farmaceuci nie są dziennikarzami i dlatego wypowiedzi ministra i szefa NFZ, którzy zapewniają pacjentów, że recepty z pieczątką „Refundacja do decyzji NFZ” będą refundowane, nie robią na nich wrażenia. Wiedzą, że prawo w Polsce stanowi parlament, a nie minister zdrowia, i pamiętają, że NFZ może ich dopaść nawet po pięciu latach od wydania danego specyfiku... Wiedzą też, że komunikat NFZ nie ma mocy prawnej i że recepty z pieczątką po prostu nie są ważne. Dlatego oświadczenia i deklaracje nie mają żadnego znaczenia – nie da się budować czegoś z niczego.
I byłoby nawet zabawne przyglądanie się, jak premier i minister walczą z kryzysem, który wywołała sztandarowa reforma Ewy Kopacz, gdyby nie jeden drobiazg. Otóż na zabawach panów cierpią pacjenci. Bieganie od apteki do apteki, szukanie lekarza, który wyda receptę bez pieczątki, albo aptekarza, który naiwnie wierzy w zapewnienia ministra, może nie zmęczą zdrowego, ale chorego mogą załatwić na dobre. Problemem jest także to, że sytuacja ta doskonale pokazuje, w jakim stanie jest Polska, kraj, w którym nikt za nic nie odpowiada. Premier tak bardzo uwierzył w propagandę własnych klakierów, że jest przekonany, iż rzeczywiście jego słowa mają moc stwarzania rzeczywistości i leczenia kryzysów.
Gdzie jest Kopacz?
Nie sposób znaleźć innego winnego całego tego zamieszania niż premier Donald Tusk. Winą Arłukowicza jest żądza stanowiska, którego ceną jest zgoda na wprowadzenie w życie systemu, którego był przeciwnikiem. Nie on jednak napisał ustawę, nie on ją przegłosował i nie on wreszcie zawalił jej przygotowanie z powodu terminów wyborczych. Tu winna jest Ewa Kopacz, która najpierw długo nie mogła przygotować ustaw zdrowotnych (jednym z powodów była awaria drukarek w ministerstwie), a gdy już je przygotowała i rządowa maszynka karnie je przegłosowała, to zapomniała wprowadzić je w życie. Premier w nagrodę za oddaną służbę zapewnił jej godność marszałka Sejmu, dzięki której była minister zdrowia może udawać, że zapaść w opiece zdrowotnej to nie jej sprawa.
Ten model działania, w którym rząd nie jest odpowiedzialny za swoje czyny z poprzedniej kadencji, nie jest zresztą niczym nietypowym. Premier (tak jak minister Kopacz) nie ponosi odpowiedzialności nie tylko za bałagan z receptami, ale również za wywalenie w błoto kilkudziesięciu milionów złotych na szybkie koleje i za kłamstwa ministra Cezarego Grabarczyka na ten temat. Kilka miesięcy po jego obietnicach minister Sławomir Nowak wycofał się z nich, nawet specjalnie nie przepraszając. I nikt nawet się nie zająknął, że choć minister się zmienił, to premier wciąż jest ten sam i wypadałoby zapytać go, dlaczego jego rząd okłamywał Polaków...
Matrix upada
Kompletna nieodpowiedzialność premiera, którą dało się przykryć ładnymi uśmiechami Nowaka, jest już nie do ukrycia w wypadku afery receptowej. Tu widać jak na dłoni, że rząd – gorzej niż za komuny – nie ma nawet pomysłu na walkę z kryzysami, które sam wywołał. Ministrowie wydają rozporządzenia, których nikt nie słucha, bo nikt w nie nie wierzy. Media opowiadają (też już nie wszystkie, bo niewielu jest samobójców, którzy chcą zachwalać „nowe szaty króla”, gdy jest on nagi), że reforma jest świetna, ale ludzie jacyś niefajni, a rzeczywistość dzieje się gdzieś obok, bez najmniejszego związku z tym, co mówi i robi premier.
Jak długo będzie to trwało, zależy w coraz mniejszym stopniu od nas samych. Afera receptowa jest bowiem tylko przygrywką do tego, co nas czeka, gdy do Polski przyjdzie prawdziwy kryzys, którego nie da się przykryć infografikami z zieloną wyspą. On zmiecie ten rząd, ale przy okazji bardzo realnie zniszczy życie wielu Polaków.
..."
tek