Robert M.
/ 83.142.207.* / 2009-04-28 09:58
"hipermarket z filmami, muzyką..", "...omijając kasę szerokim łukiem". A to dobre! To jakby między kotem i tygrysem postawić znak równości. Porównanie równie oczywiste i równie chybione. Ja porównałbym to zjawisko raczej z wizytą fotografa z doskonałym sprzętem w galerii obrazów. Płaci przy wejściu za bilet (nie koniecznie właścicielowi obrazu) znajduje co mu się podoba, robi fotkę i wychodzi. A w domu na ścianie wiesza łudząco podobną reprodukcję. Porównanie chyba znacznie lepsze. Pomijając jeden drobiazg. Producenci multimediów nie tworzą jednego egzemplarza tylko wiele i zarabiają na sprzedaży masowej. Natomiast reszta pasuje. Właściciel nadal jest właścicielem tego co jego a potencjalny klient ma dość dobrej jakości kopię, z której jest zadowolony bo przecież koszt jej zdobycia był niewielki. A oryginału i tak raczej by nie kupił...
Wracając do powyższego materiału IAR (to chyba inicjały autora) zrobił klasyczny błąd. Obrał kierunek którym idą w zaparte producenci i dystrybutorzy filmów, muzyki, gier itd. Materiał powinien być obiektywny. A nie jest. Mimo zastosowania sztuczek jak przytoczenie danych publikowanych przez jakiś "autorytet". Bo sprawa nie jest przecież jednoznaczna. Dla twórców, dystrybutorów itd. kopiowanie bez zapłaty i zgody jest oczywiście złe. Nie ma wątpliwości. Ale globalnie weźmy pod uwagę że większość tego typu treści pochodzi z zagranicy. Czyli oczywiste jest to że takie zjawisko jest korzystne dla kraju bo zmniejsza wypływ środków finansowych z kraju - mogą być wydane na coś innego a klienci mogą dać zarobić Polakom a nie obcokrajowcom. Rozumieją to np. Chińczycy, a u nas nikt nie śmie nawet o tym wspomnieć. Niepolityczne. Rozumiem. Ale piractwo dotyka w równym stopniu choć mniejszej skali również polskich twórców, którzy też wyliczają swoje rzekome straty... I to kolejna sprawa - straty. Oczywiście rozsądny człowiek nie może stwierdzić że jeśli np. jakiś dzieciak ściągnie filmy i programy warte w sklepie (zaznaczmy: pełnosprawne i dobrej jakości) 5.000 zł to tyle stracili dystrybutorzy tych programów czy filmów (bo o takiego kalibru piractwie traktuje artykuł). Oczywiste jest, że przeciętnej rodziny nigdy nie będzie stać na takiej wielkości wydatek na rozrywkę więc nie można tego tak upraszczać. Można zastanawiać się nad kosztami utraconych korzyści ale te w podanym przykładzie może dałoby się ustalić na... 50, może 100 zł w roku. A pewnie i to nie...