To, że KNF od lat utrudnia zarabianie na produktach bankowych nie jest nowoścą. Licencjonowany doradca (licencja KNF) a ten, który zaliczył szkolenia międzynarodowe/narodowe prywatnie, ale potencjalnie nie ma prawa doradzać, gdyż np. nie posiada własnej działalności to w zasadzie to samo. W świetle prawa NIE, ale dla Klienta, któremu zależy na odpowiednim produkcie bankowym (czyt. kredyt, leasing) nie robi to różnicy. Mało tego- aby zdać np. ACCA należy uiścić całkiem sporą kwotę i zaliczyć nie 3 a 14 egzaminów. Liczby mówią same za siebie. Jednak jeśli ktoś np. nie ma kasy na założenie własnej działalności lub jej utrzymywanie, teoretycznie i w świetle przepisów nie może nic powiedzieć klientowi. A ten (klient) da się urobić pięknym słowom panu z papierkiem KNFu.
Oczywiście zdaję sobie świetnie sprawę z tego, że większość tzw. doradców finansowych to zwykli pośrednicy bankowi, którzy sprzedadzą kredyt bardziej opłacalny, ale dla siebie. Klient zamiast kredytu na niskim procencie dostaje opcję nie tylko z oprocentowaniem, które go dobije, ale i z ubezpieczeniem za kilka tysięcy, którego w życiu by nie potrzebował.
Ten temat ukrytych opłat jest znany doskonale emerytom wpuszczającym do domów sprzedawców energii elektrycznej.
Jednym słowem, jeśli komuś zależy na odpowiednim kredycie nie musi szukać daleko lecz dobrze.
Jeśli zaś zależy mu na np. funduszu inwestycyjnym, czy innej opcji tego typu musi wg. prawa polskiego zgłosić się do pana z dyplomem Komisji.