Witam! I zgodnie z obietnicą wrzucam wczorajszy zapomniany tekst.
Teoria fal Elliota to bardzo użyteczne narzędzie do śledzenia trendów, ale pozostawia (niestety) spore pole do interpretacji. Można się pomylić. Oczywiście lepiej się pomylić i nie zarobić (nie mieć akcji w momencie wzrostów) niż stracić (mieć
akcje na spadkach) :)
Bez wątpienia za nami w ostatnich tygodniach niespodziewane dla wielu mocne spadki, a po nich chyba jeszcze bardziej niespodziewane wzrosty, które wciąż trwają. Kiedy od początku moim wypowiedzi na forum pisałem o spadkach rynku miałem na myśli średnioterminową korektę spadkową A-B-C. Uważałem, że spadki będą klasycznym zygzakiem (5-3-5), gdzie fala B pozwoli na zarobek. Jak widać fala B pozwoliła (pozwala) na zarobek, ale.... pomyliłem się co do jej początku! Hmmm – szkoda! Od 11.05 (45895) do 22.05 (39393) fala 1, potem do 05.06 (41234) fala 2, następnie do 14.06 (36021) fala 3. Po niej rozpoczęły się wzrosty, które miały być w mojej ocenie falą 4, ale ponieważ pokonaliśmy już ogromny dystans (w tym dół fali 1) to nie mogła to być fala 4, ale albo nowy trend, albo.... fala B. Napisałem poprzednio, iż jak na nowy trend zaczęło się zbyt mocno i bez żadnej wcześniejszej konsolidacji, a poza tym jeśli wcześniejsza fala wzrostowa trwała rok (dokładnie od 16 maja 2005) to trudno, aby spadki korygujące ją trwały tylko 34 dni. No way!
I tu dochodzimy do słynnej złotego współczynnika Fibbonacciego 0,618 - często przez wielu ostatnio używanego. WIG 20 zatrzymał się we wtorek niemal dokładnie na tym poziomie. Co ciekawe pozostałe ważne indeksy, jak DJIA, FTSE czy CAC (albo też BUX) do analogicznych pułapów mają niewiele, choć jeszcze do nich nie dotarły. Zobaczymy co będzie dalej – możliwe jest zarówno przebicie pułapów, jak i odbicie w dół. Trzeba sobie jednak wyraźnie powiedzieć, że proporcja 0,618 (a też jest odwrotność 0,382) ma zastosowanie przy całościowych zasięgach całych korekt, a nie jej poszczególnych elementach! A więc to, czy wzrost trwający od połowy czerwca pokona na naszym rynku 0,618 spadku, czy też nie pokona (na WIG pokonał wyraźnie, na WIG 20 jeszcze nie tak wyraźnie), nie ma aż takiego znaczenia, bo wcale nie przesądza o tym, że mamy nowy trend. Pokonanie jest natomiast dość silnym argumentem (choć jeszcze nie przesądzającym) przeciwko temu, że od 11 maja mamy bessę, a spadki do połowy czerwca to jej pierwsza fala. Pokonanie nakazuje nam tylko inne oznaczenie (lub jak woli gabrik – pozdrawiam – nazwanie) fal i formacji. Czy jest nowy trend wzrostowy, tego nie wiemy, bo jest wielce prawdopodobne, że korekta zamiast zygzaka przybrała kształt fali płaskiej (ładna mi płaska – takie wahania!). Nic nie poradzę – tak to się nazywa. Płaskiej, tzn – fala B może skończyć się / być blisko początku fali A, a nawet ustanowić nowy szczyt.... Uwaga! Po niej jednak nastąpi fala C. Spadkowa oczywiście! Podsumowując, osobiście spodziewam się, że w ciagu najbliższych dni rozpocznie się spadek, który sprowadzi nas w okolice nowych dołków. Moje słynne 2300 i 33.000 jest wciąż aktualne. I to wcale nie musi być gwałtowny zjazd. Pożyjemy, zobaczymy.
Zanim zaczniecie drwić z tego co napisałem, popatrzcie na wykres za 1994 rok. Po spadkach z okresu III-VI (przerwanymi korektą w IV) nastąpiły wzrosty i wszystkim uczestnikom (przyznaję się że wtedy i mnie także ; myślę że są tu tacy co pamiętają te czasy) wydawało się, iż trend się trwale odwrócił i znów będą wzrosty. I były! Wielu kupujących w dołku przy WIG 7000-8000 zarobiło, bo rynek dojechał aż do 12500. A co było potem? Obsuweczka (i wcale nie taka gwałtowna w sensie szybka, ale konsekwentna i u*********) aż do 6000! A jakie zdziwienie. Hoho... Obiecałem sobie wtedy, że kolejny raz nie dam się nabić w butelke. A ilu wtedy mówiło, że fala B jest już za nami (jako B przyjęli korektę kwietniową z 10.000 do 13.000). A potem takie zdziwienie....
Pozdrawiam – Mundek
PS. Dopisek dzisiejszy - Jesteśmy jednym z niewielu rynków na którym ostatnio były takie wzrosty. Wyglądamy jak oderwani od rzeczywistości, a jak się popatrzy na zachowanie USA to nawet jak bardzo oderwani. Ciekawe jak długo wytrwamy...