Czyli przyrost długu publicznego w 2013 r. równa się wysokości spłaty zadłużenia krajowego i zagranicznego. Czyli nic nie spłaciliśmy, zostawiamy to na potem, ładnie. Do biliona oficjalnego długu dojdziemy za dwa lata. Są "fachowcy" wśród ekonomistów (m.in. prof. Bugaj), którzy twierdzą, że to dobrze, nie ma się co przejmować, zadłużajmy się mocniej, bo to pobudza gospodarkę. Jednak chyba kiedyś ta "pobudzona" gospodarka powinna zacząć spłacać te kredyty, no nie? Czy nie musi? Pewnie tak pobudzona dojdzie kiedyś do szczytowania, będzie wielkie bum i Balcerowicz będzie musiał wrócić?