sil
/ 195.216.109.* / 2006-04-13 11:21
Z tego, że wyborcy są notorycznie oszukiwani, od dawna zdajemy sobie sprawę. Cóż jednak z tego, skoro cały czas ulegamy złudzeniom, że to już "ostatni raz", i wydaje się nam, iż teraz przychodzą ludzie fachowi, prawdomówni i uczciwi? Jesteśmy jak dzieci we mgle, które byle kto może poprowadzić za rączkę w niewiadomym (dla nas) kierunku.
Uczestnictwo w życiu politycznym wymaga pewnej wiedzy. Musimy się orientować, kto jest kim w polityce, jakie koleje losu ma za sobą, w ilu i jakich organizacjach był dotychczas, co zdziałał, co wyborcom obiecywał, jaki ma majątek osobisty (i rodzinny) i jakie jest jego pochodzenie. Ważna jest też jego fachowość, tzn. na czym się konkretnie zna, czym się zajmuje na co dzień i jakie ma osiągnięcia. Najgorsi są tzw. zawodowi politycy, dla których władza jest jak narkotyk. Tacy ludzie zmieniają partie, bardzo łatwo przychodzi im zmienić okręg wyborczy (słusznie nazywa się ich "spadochroniarzami") i przede wszystkim, a to rzecz najważniejsza - mają poglądy polityczne dopasowane do okoliczności, czyli traktują je, jak zewnętrzne ubranie.
Żenujące są też walki "działaczy" o znalezienie się na listach wyborczych poszczególnych partii. Coraz częściej gołym okiem widać, że wszelka działalność takich osób w okresie między wyborami jest całkowicie temu podporządkowana i to jest ich główny, jeśli nie jedyny cel. Gdy zaś już na tych listach się znajdą, dochodzi do bezpardonowych wojen o "wchodzące" miejsce. Dlatego tak dużo mamy przeróżnych rozłamów w liczących się partiach w których dochodzi do spektakularnych zmian w ostatniej dosłownie chwili. Zawiedzeni działacze potrafią nagle "odnaleźć się" w zupełnie innej partii, która wykroiła im kawałek miejsca przy talerzu, na którym ma się znaleźć wyborczy tort.
Obserwowaliśmy więc żenujące widowisko, jak czołowi do niedawna politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej (głównie z ekipy Leszka Millera) potrafili zapałać nagłą miłością do Andrzeja Leppera (w końcu, to też były towarzysz). To akurat mniej dziwi, bo są to przecież ludzie zaprawieni do pracy sierpem i młotem. Działacze potrafią pokonać wszelkie przeszkody - przed wyborami do europarlamentu Ryszard Czarnecki - były prezes Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego i czołowy wychowanek prof. Wiesława Chrzanowskiego - skoczył do szamba, jak to trafnie określiły media. Znalazł się w ekipie Leppera i dzięki temu zaspokoił swe żądze bycia euro(p)osłem. Koszt nie gra roli?
Kandydatka Partii Demokratycznej na stanowisko prezydenta Henryka Bochniarz bez skrępowania przyznała, że po prostu nikt inny jej tego nie zaproponował...
Zaś czołowe obecnie partie polityczne, które po wyborach samodzielnie obejmą władzę, czyli Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość, w większości składają się z działaczy, których moglibyśmy określić jako "weteranów ruchu politycznego". Najbardziej obrotni z nich mają za sobą (i w sobie) staż w kilku, a czasami nawet w dziesięciu organizacjach, co jak na zaledwie 16-letni okres parlamentaryzmu III RP świadczy o ich chorobliwych ambicjach i skłonnościach.
Musimy sobie uświadomić fakt, że mamy do czynienia - w olbrzymiej większości przypadków - z prawdziwą paradą oszustów. Zrobią oni wszystko, aby osiągnąć cel i znaleźć się ponownie przy władzy. To działa na nich jak narkotyk, a ponadto, o czym też nie należy zapominać, polityka jest przez nich traktowana jako podstawowe źródło utrzymania. Dlatego diety poselskie i środki na "utrzymanie biura" są tak duże, nieproporcjonalne do poziomu życia reszty obywateli. Do tego dochodzą inne gratyfikacje i to wszystko składa się na sieć dziwnych zależności. W sprawach własnych dochodów posłowie i senatorowie różnych orientacji stają się wyjątkowo zgodni i jednomyślni. Ręka rękę myje.