pomału
/ 87.238.173.* / 2010-05-14 18:23
Zawieszeni za wykonywanie obowiązków...
Oficerowie Biura Ochrony Rządu, którzy czekali 10 kwietnia na płycie lotniska w Smoleńsku i byli jako jedni z pierwszych na miejscu katastrofy, nie chcieli wydać Rosjanom ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego - informuje "Nasz Dziennik".
Na polecenie władz rosyjskich wszystkie ciała miały zostać przewiezione do Moskwy. Zdaniem jednego ze świadków zajścia, funkcjonariusze BOR utworzyli wokół ciała prezydenta kordon, nie godząc się na jego wydanie Rosjanom. Ciało prezydenta szybko zlokalizowano dzięki chipowi zainstalowanemu w marynarce. Funkcjonariusze widzieli też ciało Marii Kaczyńskiej, ale nie byli już w stanie go zabezpieczyć.
Za służbę do końca zostali zawieszeni w czynnościach. Jako powód podano nieautoryzowane użycie broni - czytamy w "Naszym Dzienniku".
Powód: nieautoryzowane użycie broni. Biuro Ochrony Rządu odmawia komentarzy na ten temat do czasu zakończenia śledztwa.
Sprawę ma poruszyć na posiedzeniu sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych poseł Jarosław Zieliński (PiS). - Nie mam informacji na temat tego zdarzenia. Będę o tę sprawę dopytywał - mówi poseł. O sprawie słyszał Bogdan Święczkowski, szef ABW w latach 2006-2007, ale nie zna żadnych szczegółów. - Słyszałem o tym, ale nie mam szczegółowej wiedzy na ten temat - wyjaśnia.
Według Zielińskiego, komisja będzie chciała wyjaśnić ten wątek, ale przystąpiła także do czynności, które mają na celu wyjaśnienie całej katastrofy, i wystąpiła już do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o wydanie dotyczących jej materiałów. - Poprosiliśmy o materiały z centrum antyterrorystycznego ABW. Otrzymaliśmy jak na razie skąpe materiały, ale będą one punktem wyjścia do prac komisji. Będziemy dopytywać także inne służby w tej sprawie - mówi poseł.
Incydent z udziałem ochrony prezydenta i rosyjskich służb prawdopodobnie został zarejestrowany na filmie nakręconym telefonem komórkowym, ciągle badanym przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego na zlecenie prokuratury wojskowej. Wyjaśniałoby to zastanawiające tłumaczenia śledczych na temat rzekomej niemożności zweryfikowania zawartości nagrania, którego autentyczność potwierdzono. Na filmie słychać fragmenty komend w języku polskim i rosyjskim. Słychać też odgłosy wystrzałów, które odnotowane zostały w protokołach przesłuchań rosyjskich milicjantów. Scenariusz zdarzenia utrwalony na filmie potwierdza autentyczność zajścia: postacie w białych koszulach to oficerowie BOR przeszukujący miejsce katastrofy. Film dokumentuje też użycie broni palnej sygnalizujące, że ochrona nie zamierza wydać ciała prezydenta rosyjskim funkcjonariuszom, w tle słychać rosyjskojęzyczną komendę oficerów BOR (z wyraźnym polskim akcentem) skierowaną do Rosjan: "Wsie nazad!" - wszyscy do tyłu!
Wraz z upływem czasu wątpliwości w sprawie tragedii na lotnisku Siewiernyj przybywa. Opinię bulwersuje m.in. brak należytego zabezpieczenia miejsca katastrofy. Osoby postronne wciąż znajdują ważne części samolotu, np. urządzenia do wypuszczania podwozia w samolocie. O skali zaniedbań na miejscu tragedii świadczy chociażby znaleziony długo po katastrofie fragment urządzenia służącego do wysuwania podwozia. Pokazywał go w środowej "Misji specjalnej" w TVP 1 Tomasz Sakiewicz. - Brak zabezpieczenia śladów to skandal, za który odpowiedzialność ponosi zarówno strona polska, jak i rosyjska. Nawet jeśli uznamy, że tylko strona rosyjska prowadzi to śledztwo, to - moim zdaniem - brak zabezpieczenia miejsca tragedii jest niedopuszczalnym skandalem, także według przepisów rosyjskich - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Bogdan Święczkowski, były szef ABW. Może to wręcz uniemożliwić poznanie rzeczywistych przyczyn tragedii. Zdaniem karnisty z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Piotra Kruszyńskiego, prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy jest ogromne.
(...)
Paweł Tunia