Dziś mój syn (6 lat) poszedł sam do sklepu (po chrupki) oddalonego od mojej posesji około 300 metrów.Gdzieś od roku pozwalam mu na to gdyż jest bardzo rozważny i całą drogę "mam na oczach" a więc widzę go.Podczas drogi powrotnej ugryzł go któryś z dwóch małych-napewno nie szczepionych kundli Pana X,który nie pilnuje swoich psów(niezamykana dziurawa furtka,dziury w ogrodzeniu).Oba psy biegały wolno i jeden z nich poszarpał mu spodnie i ugryzł (krew i opuchlizna)-wygląda na niegroźne..Dziecko się wystraszyło i płakało.Już kiedyś zdażyła się podobna sytuacja,ale obronił go znajomy (mam świadków)ale zaprzestałam na ustnym powiadomieniu własciciela psa jakie wyciągnę następnym razem konsekwencje.I teraz właśnie jest ten następny raz.Właściciel tych psów mieszka na przeciwko sklepu (do,którego szedł mój syn) jednak jest osobą bezrobotną i nadużywającą alkoholu i "wszystko mu obojętne".Oczywiście "z mety" zgłosiłam to ww zdażenie na policje,która jak do tej pory spisała sie prawidłowo.Jak się też dowiedziałam to już kilka razy te psy kogoś ugryzły ale nikt tego oficjalnie nie zgłaszał ( tylko anonimowo).Pan X odmówił mandatu (200 zł) i sprawa będzie w sądzie.I co w związku z tym dalej?Czego mogę żądać.Pan X twierdzi,że jego szwagier szczepił psy ale nie ma dowodu szczepień"bo Weterynarz nie miał" i niewie,który to wet. Co do świadków dzisiejszego zdażenia to jest jedna starsza pani ale wątpię,żeby chciała zeznawać.Pani ta powiedziała,"że dała mu duży kij do obrony ale myślała,że tamte psy się z nim bawią".Jest możliwość,że niechciała tego widzieć.Syn mówi,że "ta pani krzyczała na psy"Co mam dalej robić?Niewiem czy sąd uwierzy słowom 6-latka.Jutro rano jadę z dzieckiem na zaszczyk (coś antytężcowe) oraz na badania na obecność jakichś wirusów (skutek ugryzienia) przenoszonych przez zwierzęta.Poza tym wątpię,że uzyskam zwrot kosztów leczenia i innych bo ten Pan x dosłownie nie ma nic na siebie i żadnego dochodu(żyje z renty matki i z gospodarstwa).