Bartosz Stasiak, Investzoom
/ 88.199.61.* / 2007-08-09 13:41
"Efekt Google" jest związany z pojęciem employer brandingu, który zakłada, że pracodawca jest takim samym towarem na rynku, jak pralka czy margaryna. U nas na razie to brzmi fantastycznie, ale w zachodnich krajach i USA zaczyna być normą, że to firmy konkurują o pracownika (o dobrego pracownika) i dlatego muszą dbać o swoją markę jako pracodawcy. A jak się okazuje, przekłada się to na wyniki finansowe firmy i sympatię inwestorów giełdowych.
Firmy, które żyją z pracy umysłowej wykwalifikowanych pracowników wiedzą, że aby się rozwijać potrzebują ludzi nie tylko lojalnych, ale utalentowanych, pomysłowych, niestandardowo myślących i samodzielnych. Dlatego w USA od dobrych kilku lat toczy się walka o takie talenty, które gwarantują firmie stabilny rozwój i zyski.
Google przyciąga takich ludzi nie tylko dzięki pieniądzom, ale również dzięki luzacko-kumpelskiemu wizerunkowi, który mówi przyszłemu pracownikowi, że nie będzie traktowany jak maszyna, a jak człowiek i partner. I objawem tego są nie tylko mecze hokeja na rolkach na firmowych parkingu, nienoszenie krawatów, czy cotygodniowe spotkania pracowników pod hasłem "Dzięki Bogu już piątek!" :) Ale i to tworzy jej pozytywny wizerunek jako firmy przyjaznej pracownikowi, podobny wizerunek ma Apple. Ludzie chcą się czuć w firmie jak u siebie w domu.
Amerykańskie korporacje zauważyły, że pracownik niedoceniany, znużony rutyną jest mniej wydajny, mniej twórczy. Starają się stawiać przed ludźmi nowe wyzwania, szkolą ich, dają więcej samodzielności, aby pracownik nie czuł się tylko trybem w maszynie, a jeśli ta samodzielność i kratywnośc przynosi korzyści firmie, korzyści i to bardzo konkretne ma też pracownik.
To naturalne, ponieważ firma, która zapewnia ponadprzeciętne warunki pracy jest w stanie przyciągnąc ponadprzeciętnych pracowników i stworzyć stabilny zespół ludzi, którym nie chce się skakać z kwiatka na kwiatek. A to wszystko przekłada się na jakość produktów i usług.
Na rynkach rozwijających się, czyli i w Polsce, jest wciąż inaczej, trwa jeszcze wyścig szczurów, choć "szczurom" coraz mniej chce się biegać, wyjeżdzają za granicę, odbywają tam staże, praktyki, a po powrocie oczekują innych standardów zatrudnienia. Praca po 12 godzin za średnie pieniądze przestaje być pożądana. Coraz większy niedobór wykwalifikowanych pracowników z powodu wyjazdów do pracy za granicę z czasem zmusi i polskie firmy to doceniania ludzi. Na razie jest jak jest, wiadomo, że gra się tak, jak rywal pozwala.
Może i u nas za jakiś czas firmy będą walczyć o talenty podobnie, jak to uczynił Google, próbując ściągnąc do siebie najlepsze ścisłe umysły, umieszczając na billboardach trudne i intrygujące zadanie matematyczne, którego rozwiązaniem był numer telefonu do działu personalnego tej firmy :))
W równiez oryginalny, choć inny sposób Dell szukał pracowników do oddziału w Irlandii, gdzie miał problem ze zdobyciem pracowników z kikuletnim doświadczeniem. Zlecił więc specjalistom, aby stworzyli profil takiego pracownika. Według profilu taka osoba niedawno założyła rodzinę, przeprowadza się do nowych mieszkań [najczęściej kupowanych na kredyt], a ponieważ jeszcze nie zarabia zbyt wiele, wieć szuka niezbyt drogich, funkcjonalnych mebli. Gdzie można takie meble znaleźć? W IKEA. Dell wysyłał więc przez kilka tygodnik na parking pod IKEA swoi headhunterów, tworząc tam specjalne stoistko i w taki właśnie sposób złowił swoją grupę docelową.
"Efekt Google" będzie w Polsce możliwy, jak zrozumiemy, że im lepiej pracownikowi w firmie, tym lepiej będzie on dla tej firmy działał. A im lepsza praca, tym więcej z niej korzyści. Niby to taka prosta prawda... :)