Podwyżki po wyborach są realne, ale faktycznie cofnie nas to w tył i to nie tylko gospodarczo, ale również w sferze zamożności społeczeństwa. To może popchnąć inflację - jeśli na przykład Pan Boni myślał o podatku
VAT najmocniej odczują to najubożsi, jeśli dochodowy, to jeśli nie utworzą kolejnych "wyjątków" będzie tak samo. Akcyza już znacząco nie podniesie dochodów, więc na 100% takie podwyżki odkładamy (tradycyjnie) na POtem"...
Reasumując - na razie nie robimy nic, po wyborach - jeśli wygramy - to może podniesiemy podatki, na pewno nie zmniejszymy wydatków. A może się nawet uda i przepchniemy te zmiany na kolejną kadencję?
Co do pomysłu Pracodawców PR - one też są nierealne - nie po to Rostowski ograniczył wzrost wydatków elastycznych, żeby teraz przenosić do niego wydatki stałe :)