Mieszkam pod warszawą. Smród i syf jaki się unosi w powietrzu od listopada do marca jest nie do ogarnięcia. Wyjść z psem na spacer nie można, bo często biedak zaczyna się dusić i kaszleć. Dookoła wszyscy palą jakimś gnojem w piecach, śmieciami,oponami, plastikiem, brudnymi szmatami. Policja i straż zero reakcji. Ekologia? Energooszczędność? CO2? Raczej ch...d...i kamieni kupa...

Z budownictwem pasywnym jest tak jak z darmową energią (słońce, wiatr). Bez subwencji jest to nieopłacalne.
Sądzę, że 35% wzrostu kosztów jest mocno niedoszacowane. Być może zmieści się w tej cenie przy porównaniu do współczesnego domu o przyzwoitym standardzie energetycznym. Dochodzi przecież: wentylacja nawiewno-wywiewna z rekuperacją, kolektory słoneczne, ogniwa fotowoltaiczne, pompy ciepła, specjalna stolarka okienna i drzwiowa, itd.

Pominięto również koszt utrzymania i serwisowania całego tego "organizmu".
P.S.

Jak zwykle za oszczędzanie zabrano się od d. strony.
Tworzy się "sztandarowy" projekt o znikomym znaczeniu.
Czyż nie prościej i efektywniej stworzyć prosty program wspomagania docieplania budynków jednorodzinnych (ściany, okna, dachy, fundamenty) i instalowania kolektorów słonecznych.
Prosty program - to znaczy np. 50 tys. nieoprocentowanego kredytu (na materiały i fakturowaną robociznę) na 5 lat, przedstawiasz faktury, gminny inspektor potwierdza wykonanie.
Takich domów są miliony.
I dodatkowo pobudzi zdychającą budowlankę.
Natomiast kilkaset domów pasywnych niczego nie zmieni.