Oszolomowaty
/ 193.110.130.* / 2012-05-30 11:03
Z sieci o Tuskolandzie:
"...Przeszliśmy od fazy negowania układów do etapu, na którym akceptuje się ich istnienie. Po aferze Rywina powstały tysiące diagnoz i planów naprawczych. Po aferze informatycznej może nie pozostać nic.
Czy z afery można się ucieszyć? Albo przynajmniej czy traktować ją jako przejaw małej stabilizacji – sygnał, że może nie jest najlepiej, ale mogłoby być gorzej? Afera informatyczna pokazuje, że tak.
Gdzież jej do skandalu, który wywołało przyjście skromnego Lwa Rywina do Adama Michnika.
Kiedy w 2003 r. wybuchła afera Rywina, towarzyszył jej stan medialnej burzy. Afera Rywina miała być wyjątkowa z dwóch powodów. Po pierwsze odsłoniła to, o czym wielu publicystów mówiło od dawna, ale z czym nie mogło się przebić do opinii publicznej. Tym razem pojawiły się jasne dowody, że mieli rację, a system medialny dał przyzwolenie na upublicznienie sprawy. Po drugie afera – jak się wydawało – zmiotła ze sceny politycznej partię postkomunistyczną, a przynajmniej odebrała jej szansę na powrót do władzy. Wybory wygrały dwie partie postsolidarnościowe – obie z programem sanacji państwa.
Tak, to mógł być przełom, ale – jak się później okazało – tylko na krótko. Dość szybko wszystko wróciło na dawne tory.
Późniejsze afery z udziałem polityków PO, czyli sprawa Beaty Sawickiej i afera hazardowa, nie miały już takiej siły rażenia, choć dotyczyły kwot wcale nie mniejszych od tych przy aferze Rywina. Sprawa Beaty Sawickiej tak była przedstawiana w mediach, że teraz te mają spory kłopot z wytłumaczeniem swoim odbiorcom, jak to się stało, że była posłanka została skazana. Afera hazardowa została zamieciona pod dywan jeszcze szybciej.
I tu nagle pojawia się afera informatyczna. Okazuje się, że przetargi na informatyzację policji były ustawiane, że w procederze brali udział wysocy przedstawiciele Komendy Głównej Policji, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji i wreszcie same firmy, w tym z uznaną na świecie marką. To, że tak postępowały firmy informatyczne, nie jest niczym dziwnym, są przyzwyczajone do handlu choćby z krajami Trzeciego Świata. To, że taki układ istniał w strukturach państwa polskiego, także nie jest niestety zadziwiające. Afera, jakich wiele. Naprawdę?
Skala nadużyć jest przecież większa niż w poprzednich aferach. Układ rozbudowany, a jego istnienie potwierdzone przez CBA. To nie jest pojedyncza słabość ludzka, to cały system korupcyjny. I co? Media – to trzeba im przyznać – o aferze piszą. Nie powiemy, że sprawa jest przemilczana. Trafia przecież na czołówki gazet.
Tym razem jednak mało którego obywatela wzrusza. I to w tym wszystkim jest właśnie najgorsze. Przeszliśmy od fazy negowania układów do etapu, na którym akceptuje się ich istnienie. Po aferze Rywina powstały tysiące diagnoz i planów naprawczych. Po aferze informatycznej może nie pozostać nic. A przecież to temat fascynujący dla tych, którzy śledzeniem polityki zajmują się zawodowo. Rzeczą CBA jest tropić przestępstwa. Do polityków i ich obserwatorów zaś należy wyciąganie wniosków. Jeśli któreś z tych ogniw nie działa – czyli albo CBA nie tropi, albo osoby publiczne ignorują problem – państwu grozi zapaść.
I właśnie tak jest teraz. Donald Tusk wraz ze swoim rządem wcale nie obiecuje złotych gór. Udała się mu sztuka o wiele trudniejsza. Przekonał wszystkich, że nasza wyspa, owszem, jest zielona, ale tylko relatywnie. On nie obiecuje – on przekonuje, że mogłoby być gorzej. Najważniejsze jest to, że nie rządzą populiści, którzy mogliby popsuć państwo jeszcze bardziej.
Dlatego cieszcie się z afery informatycznej, bo moglibyście mieć gorsze. W takim już państwie żyjemy – głosi podprogowy przekaz władzy – i niewiele na to poradzimy. Tak samo z drogami i ze wszystkim innym. Nie chcecie mieć Kaczora, to nie podskakujcie.
..."