chichot dona
/ 164.127.154.* / 2013-01-11 02:46
Nawet 31 miliardów złotych kosztują nas wypadki na polskich drogach. Śmierć jednej osoby to koszt rzędu 2,6 mln euro - wliczone są w to wydatki na udzielenie pomocy, czyli policję i pogotowie, a także pieniądze, które ofiara wpłaciłaby przez następne lata do budżetu z tytułu różnych podatków.
No proszę jak to nieboszczycy nagle staja się cenni.
Jedna śmiertelna ofiara wypadku to koszt ponad 2 miliony euro. No no. Ciekawe co z ofiarami pomyłek lub zaniedbań lekarskich(?), jak są cenne? A co ze "zwykłymi" zgonami(?), już mniej cenne?
Ciekawe jak cenne są zgony(?), zwłaszcza w kontekście podatków które państwo traci z tego tytułu, że umarlak przestaje być żywicielem podatkowym państwa?
Taki nieboszczyk cenny, a tu zasiłek pogrzebowy taki niewielki. To jak jest z tą "wyceną"?
Ciekawe jakie pitoły urzędnicy jeszcze wymyślą aby uzasadnić sens swojego istnienia oraz sens swojej pracy. A jaki z tego wszystkiego wynika bezsens(?).
A teraz poważniej, jak Polska ma być prze obywateli postrzegana , skoro prawo stosuje się nie do ochrony obywateli ale do ich łupienia? Oczywiście pod pozorem bezpieczeństwa.
Widać ciekawa praktykę , stawiania wszerz i wzdłuż znaków ograniczeń prędkości i fotoradarów przy tych znakach ograniczeń. Co ciekawe na prostych i dobrych odcinkach i w tzw. polu, ale już znacznie mniej lub wcale przy szkołach, szpitalach oraz miejscach gdzie fotoradary naprawdę by się przyczyniały do poprawy bezpieczeństwa, zresztą akurat w tych miejscach kierowcy przynajmniej większość zwalnia i jedzie ostrożnie, piraci natomiast ponosili by konsekwencje brawury. Ale w "polu"(?) na dobrych odcinkach ograniczanie prędkości czasami nawet do 40km/h służy tylko temu aby uzyskać jak najwięcej z mandatów, ba śmiem twierdzić, że ze szkodą dla bezpieczeństwa ruchu. Ba planuje się nowe "inwestycje" w tym zakresie.
No cóż, ciekawe gdzie jest granica absurdu oraz cierpliwości społecznej?