Krzysztof Rybiński, byly prezes NBP opublikował na swoim blogu wnikliwy post o dziurze budżetowej.
Cytuję:
"Jeżeli wyciszymy polityczny szum i skupimy się na sednie sprawy to widać następujące, twarde fakty:
Jeżeli wyciszymy polityczny szum i skupimy się na sednie sprawy to widać następujące, twarde fakty:
(1) Obywatele są nierzetelnie informowani o stanie finansów publicznych i o kierunku polityki gospodarczej.
(2) Niepokojące jest to, że inne kraje mają deficyt finansów publicznych porównywalny z Polską na skutek potężnej recesji, podczas gdy Polska ma taki deficyt pomino tego, że uniknęła recesji. Na przykład oczekuje się, że Portugalia i Francja będą miały deficyty zbliżone do Polski, ale tam oczekuje się spadku PKB o 2-3 procent). To oznacza, że gdyby w Polsce wystąpiła recesja, finanse publiczne znalazłyby się w stanie trudno wyobrażalbego kryzysu. Czy mamy w Polsce procedury, lub porozumienie polityczne które umożliwiłoby podjęcie sprawnych działań, gdyby takie ryzyko się zmaterializowało. To oczywiście pytanie retoryczne. Jesteśmy w zasadzie bezbronni i politycznie sklinczowani na wypadek recesji. Innymi słowy finanse publiczne mamy przystosowane do 5-procentowego wzrostu i wystąpienie recesji nie jest w ogóle uwzglęnione w zarządzaniu ryzykiem makroekonomicznym w Polsce.
(3) Warto sobie także uzmysłowić, że żyjemy w okresie bardzo niskich realnych stóp procentowych. Wielu ekonomistów oczekuje, że 2-3 lata będzie konieczny znaczny wzrost realnych stóp procentowych na świecie, a więc także i w Polsce w celu ograniczenia ryzyka wzrostu globalnej inflacji. A to oznacza, że kraje które mają wysoki dług publiczny będą miały bardzo poważne problemy z obsługą długu publicznego i że koszty tego długu uniemożliwią utrzymanie wydatków pro-rozwojowych (inwestycyjnych) na poziomie koniecznym do utzymania wysokiej ścieżki wzrostu gospodarczego.
(4) Na razie głównym działaniem rządu, które ma ograniczyć tempo narastania długu jest przyspieszenie prywatyzacji, czyli osiągnięcie wpływów z prywatyzacji przekraczających 30 mld złotych w ciągu dwóch lat. To niewątpliwie słuszne działania, ale obarczone olbrzymim ryzykiem, bo nie wystarczy chcieć sprzedać, musi jeszcze pojawić się popyt po rozsądnej cenie. Z popytem bywa różnie, co najdobitniej pokazuje nieudana transakcja sprzedaży polskich stoczni. Zresztą zawsze ten, kto sprzedaje pod przymusem, musi sprzedać tanio. Czy mamy strategię działania na wypadek, gdyby nie było wystarczającego popytu na polskie firmy po dobrej cenie. To kolejne pytanie retoryczne.
(5) Należy zakładać, że wysoki wzrost gospodarczy w Polsce nie pojawi się w 2010 roku, być może nie pojawi się również w 2011 roku. To oznacza wysokie ryzyko, że dług publiczny w Polsce przekroczy najpierw 55%, a potem 60% PKB, widmo tego zagrożenia już krąży nie tylko nad budżetem kraju, ale także na budżetami polskich miast, czy szerzej wielu polskich samorządów.
(6) Wydaje się wysoce prawdopodobne, że w sytuacji tak wysokiego deficytu pojawią się poważne problemy z terminowym wykorzystywaniem środków unijnych w 2010 i 2011 roku.