Język polski operuje wieloma określeniami, których znaczenie zależy od tego, w jakim kontekście zostało ono użyte. I tylko od tegoż kontekstu można danemu słowu przypisać obraźliwe, czy też nie, znaczenie. W polskim języku słowo prostytucja nie jest uznane za obraźliwe i funkcjonuje w normalnym obiegu. Prostytucja oznacza po prostu czynność polegająca na służeniu komuś sobą ( w dosłownym znaczeniu: swoim ciałem ) za określonym wynagrodzeniem pieniężnym, bądź nagrodą w jakiejkolwiek innej formie. Janusz Palikot mówiąc o tzw. prostytucji politycznej miał na myśli, nie konkretną osobę, którą uważałby za prostytutkę, czyli świadczącą za pieniądze usługi cielesne. Janusz Palikot miał na myśli jedynie zjawisko polegające na tym, że polityk za domniemaną nagrodę ( tu rola osoby, która wynagrodzi starania polityka nie gra roli ) dopuszcza się mówienia nieprawdy, czyli mówiąc krótko kupczy swoim honorem i wiarygodnością. Akurat w polemice z kłamstwami tej pani posłanki, użył tego określenia dotyczącego - POWTARZAM - zjawiska, o którym wielokrotnie wspominał poseł PiS Jarosław Kaczyński, mówiąc o prostytuowaniu się prawników. Nikogo jakoś to nie zabolało, a przecież wśród prawników są też liczne niewiasty, w tym nadobne matrony i piękne kobiety. Matki dzieciom, żony mężom itp. To tzw. czarny PR mający na celu wyeliminowanie Janusza Palikota. Pozostali politycy ( w całej swej masie ) zachowują się jak cnotliwe aczkolwiek zmurszałe panny, bo wydaje im się zapewne, że tego wymaga poprawność polityczna. A jest to nic więcej, jak przejaw zwykłego seksizmu. Panie feministki, do boju!!! Jesteście obrażane, a milczycie. Widać, że pokolenia III RP nie czytało nigdy bajek Andersena, a zwłaszcza „Nowe szaty króla” i nie ma odwagi zakrzyknąć, że król jest nagi.