dodge
/ 2009-05-19 08:20
/
Mistrz gry: „Najlepsze spółki tygodnia"
"Świat nie będzie już taki, jaki był
Kenneth Rogoff stara się wylać nieco zimnej wody na rozpalone głowy rynkowych magików, przekonanych, że kryzys się powoli kończy, a wraz z tym końcem czekają nas wspaniałe lata prosperity.
Sądzą oni, że – tak jak po kryzysie dotcomów – znowu wszystko rozejdzie się po kościach. Kilka milionów ludzi straciło domy, kilkaset milionów ludzi straciło część oszczędności, padł jeden wielki bank, dziesiątki innych uratowały się dzięki rządowym pieniądzom, w ślad za tym przyszła recesja. To oczywiście bardzo przykre, ale cóż, rynek jest brutalny. Teraz – zdaniem owych analityków – wszystko wróci do normy. Gospodarka amerykańska i światowa ostro się odbije i znów pójdzie do góry, na giełdy powróci długotrwały trend wzrostowy, podniosą się ceny nieruchomości.
Nie – mówi Rogoff. Mylicie się, bo nie zauważacie zasadniczej różnicy pomiędzy światem, który był, a tym, który pojawi się na końcu obecnego kryzysu. Nie będzie powrotu do beztroskiego rozwoju z lat 90., bo obecny świat nie wygląda tak jak dwie dekady temu. Stany Zjednoczone są po uszy zadłużone i muszą długookresowo zwiększyć swoje oszczędności, a zatem ograniczyć spożycie. Chiny – nie mogąc już znaleźć chętnych do kupowania na kredyt eksportowanych towarów – muszą ograniczyć nadwyżkę handlu zagranicznego i nauczyć się więcej konsumować w kraju.
Rynki finansowe, po dwóch dekadach lewarowania, czyli generowania z ograniczonego kapitału ogromnej podaży aktywów finansowych, będą musiały (zapewne pod czujnym okiem rządów) zająć się delewarowaniem, czyli zmniejszaniem skali aktywów. Do tej listy można dodać wiele elementów: konieczność zwalczenia inflacji, którą za kilka lat zapewne wywoła obecny beztroski druk pieniądza przez USA, przeznaczenie większych nakładów na ochronę środowiska, walki z pandemiami i konsekwencjami niekorzystnych zmian demograficznych. A wszystko to razem oznacza, że czeka nas wiele lat znacznie wolniejszego rozwoju niż ten, do którego przywykliśmy w przeszłości.
Sądzę, że Rogoff ma rację. Czeka nas zapewne wiele lat deflacji, a potem stagflacji w wiodących gospodarkach świata. A co to oznacza dla Polski?
Cóż, dzięki sukcesowi transformacji i wejściu do Unii Europejskiej rozpoczęliśmy rozłożony na dekady proces zmniejszania różnic w rozwoju w stosunku do zachodniej Europy. Oznacza to, że przez najbliższe dziesięć lat możemy liczyć na wyższe tempo wzrostu PKB niż nasi zachodnioeuropejscy sąsiedzi – według niektórych szacunków o 2–3 punkty procentowe rocznie. Ale to nie znaczy, że wzrost gospodarczy Polski nie zależy od tego, co będzie się tam działo. Zależy w ogromnym stopniu, bo jeśliby zachodnia Europa rozwijała się w dobrym tempie 2–3 proc., my moglibyśmy liczyć na około 5 proc. rocznie. Ale jeśli Rogoff ma rację i tempo rozwoju wyniesie tam tylko 0–1 proc., u nas będzie to tylko około 3 proc.
A to oznacza wprawdzie wzrost polskiej gospodarki, ale powolny. I doganianie nie dzięki temu, że my pędzimy do przodu, ale że oni stanęli w miejscu".
"Gazeta prawna"