Z serii sport to zdrowie...
http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35153,6490362,Zycie_bez_taryfy_ulgowej__Z_blizna_na_dekolcie_.html
Adama Strzebieckiego dopadło nagle, na siłowni. Miał 19 lat, dużo siły i planów. Źle się poczuł. - Lekarz stwierdził częstoskurcz i już wtedy mówił, że czeka mnie transplantacja - opowiada.
Przez pięć lat pomagały jeszcze leki. Próbował normalnie żyć, pracował na budowie u brata. Później żyć się nie dało. - Serce mi rosło. Dosłownie, niestety. Nie mogłem jeść, pić, spałem na siedząco, żeby się nie udusić - wspomina.
Jako nastolatek Dominik chodził na siłownię, biegał, przepływał po pięć kilometrów. Później w jego życiu pojawiła się długa, łacińska nazwa - cardiomiopathia congestiva ectactia, czyli kardiomiopatia rozstrzeniowa. - Któregoś dnia w szkole straciłem przytomność. Prosto stamtąd trafiłem do szpitala. Było bardzo kiepsko. Nie chodziłem, nie jadłem, żyłem dzięki kroplówkom.
Zamiast stawiac fotoradary, powinni zdelegalizowac silownie, baseny i pilnowac, zeby ludzie nie biegali.
No ale wowczas Mirek G. nie moglby brac lapoweczek i byc panem zycia i smierci.