Jedziemy w górę, choć na kacu
9 proc. w pięć dni — to urobek WIG20. Na takie odbicie czekaliśmy. Może być jeszcze lepiej
Inwestorzy dochodzą do siebie i chętniej kupują tańsze
akcje. Wspierają ich dobre wieści i ostrożny optymizm w komentarzach analityków.
Wreszcie letnie słońce zaświeciło nad warszawską giełdą. W WIG20 zyskał 8,94 proc. WIG, indeks szerokiego rynku, który wczoraj gładko pokonał psychologiczny poziom 40 tys. pkt, rośnie piątą sesję z kolei. Taka sytuacja ostatni raz zdarzyła się w połowie lutego, kiedy nastąpiło odreagowanie po silnych styczniowych spadkach. WIG20, po odbiciu spod 2450 pkt, po sześciu sesjach znalazł się grubo powyżej 2600 pkt.
Nadzieja jeszcze żyje
Sesja rozpoczęła się spokojnie, od jednoprocentowego wzrostu. Chętnych do kupna przybywało, tak jak dobrych wiadomości. Giełdom światowym pomagał spadek notowań ropy nawet poniżej 126 USD za baryłkę (jeszcze 15 lipca kosztowała 147 USD). Optymizm wspierały dodatkowo coraz odważniejsze komentarze analityków i pierwsze jaskółki z TFI, które na bieżąco pojawiały się m.in. na portalu www.pb.pl.
„Nasze indeksy wykonały ruch, który coraz bardziej kwalifikuje się jako początek odreagowania” — napisali analitycy ING Securities w porannym komentarzu
— Mamy szansę na średnioterminowe odreagowanie — uważa Marek Świętoń, wiceprezes Ipopema TFI.
— Tendencja wzrostowa może utrzymać się dłużej, jeśli na zagranicznych giełdach będzie dobrze — dodaje Marcin Materna, szef departamentu analiz DM Millennium.
— W ostatnich dniach odnotowujemy większą sprzedaż, zwłaszcza produktów akcyjnych — powiedziała w środę w południe „PB” Magdalena Bielak, menedżer PR w BZ WBK AIB TFI (wszystkie komentarze obok).
Sygnał przyszedł z USA
Momentem zwrotnym okazała się sesja z 16 lipca na Wall Street. Lepsze niż prognozowano wyniki Wells Fargo zmniejszyły obawy o kondycję sektora finansowego w USA i poderwały indeksy do wzrostów. W kolejnych dniach globalne rynki ciągnęły m.in.: Bank of America, JP Morgan Chase oraz Wachovia. Choć ta ostatnia pokazała duże straty, to inwestorów ucieszyła zapowiedź poprawy. Gdy na świecie powiało optymizmem, zazieleniło się także na giełdzie w Warszawie. Inwestorzy zaczęli kupować
akcje nie tylko blue chipów, lecz także mniejszych spółek. Przebojem ostatnich sesji stają się giełdowe średniaki, którym wcześniej bessa dała się mocno we znaki. Wczoraj indeks mWIG40 wzrósł o 2,9 proc. i był to najlepszy wynik wśród wszystkich podstawowych indeksów. Tygodniowa stopa zwrotu to ponad 9 proc., także najlepsze osiągnięcie na rynku.
Głos rozsądku
Zachowanie indeksów z ostatnich dni sugeruje, że to odbicie rzeczywiście może być nieco dłuższe, niż spodziewaliśmy się jeszcze kilka dni temu. Przed nami sezon wyników spółek. To może pomóc indeksom, o ile nic nie zdarzy się na świecie. Inwestorzy powinni pamiętać, że trend się nie zmienił — nadal mamy bessę. Mniej doświadczeni inwestorzy, próbując wskoczyć do pędzącego pociągu, mogą popełnić błąd. Jak przed rokiem.
Najważniejsze jednak, że jesteśmy bogatsi o kolejne, choć bolesne doświadczenie. Problem światowych rynków finansowych zdefiniował George W. Bush, prezydent USA. Wczorajszy „Financial Times” doniósł, że przed rozmową o kondycji amerykańskiej gospodarki George Bush poprosił o wyłączenie kamer. Wówczas odniósł się do kryzysu na rynku kredytów hipotecznych, który był jednym z zapalników obecnej bessy, w taki sposób:
„Wall Street się upiła i ma teraz kaca. Pytanie tylko, jak szybko wytrzeźwieje i przestanie tworzyć te wszystkie skomplikowane instrumenty finansowe”.
Inwestorzy też trzymają kciuki za Wall Street. Co prawda piła tylko Ameryka, ale kac rozlał się po całym świecie.