Krzych
/ 2009-01-13 14:00
/
Płoteczka na forum
Rynek, kibice i gawędziarze
Pół biedy piłka nożna, bo większość gawędziarzy piłkarskich kiedyś przynajmniej kopnęła piłkę (no, albo miała taki zamiar) więc coś tam - piąte przez dziesiąte - może sobie wyobrazić. Ale chyba największe polskie jajo to dyskusje o innym, ale wybitnie elitarnym sporcie - skokach narciarskich. Już słyszę te komentarze, jak powinien z progu wybić się Małysz, jak powinien lecieć, no i - jasne - jak wylądować. A relacjom ze skoczni w ostatnich czasach często towarzyszył swojski komentarz takich kibiców-znawców: - No i jak, k?, skaczesz łajzo?! Wszystkim ekspertom polecam dwie rzeczy. Najpierw - refleksję, że mówią o tym samym Małyszu, który przez lata fantastycznych przecież wyników naprawdę zasłużył na chwałę i święty spokój. Także dlatego, że to właśnie on sam przy okazji zwiększał nasz wspólny PKB, napędzając choćby biznes w Zakopanem. Mądralińskim polecam jednak przede wszystkim błyskawiczną lekcję pokory - przejdźcie się w górę Wielkiej Krokwi i spróbujcie powtórzyć te wszystkie swoje mądrości, patrząc z perspektywy tylko ledwie zbliżonej do tej, jaką ma skoczek.Polacy uwielbiają się wymądrzać, a ochota do tego jest tym większa, im mniejsza jest faktyczna wiedza i faktyczne doświadczenie w danej dziedzinie. Dlatego nikogo nie dziwi już, że - niemal tak jak na piłce nożnej czy skokach narciarskich - wszyscy znają się na inwestowaniu, w tym - na giełdzie. W odczuciu społecznym jest to zajęcie trywialne i tylko ograniczone matoły z funduszy, biur maklerskich i banków się po prostu na tym nie znają. Oczywiście, tak jak w innych profesjach, matołów, zarozumiałych głupków, ale i tanich cwaniaczków i na rynku jest zatrważająco sporo. Ale, tak jak futbol czy skoki narciarskie, tak i zawodowe inwestowanie nie jest aż tak trywialne, jak wydaje się w telewizyjnych relacjach. Polacy lubią dawać mądre rady. I surowo pouczać nawet tych, których jeszcze niedawno chcieli ozłocić. Małysza, Boruca, Dudka? I, oczywiście z innych pozycji - także inwestorów i zarządzających. No i rzecz jasna - całe fundusze - wielbione w czasie hossy, znienawidzone w bessie. Wielu zarządzającym krytyka się należy. Jak psu zupa. Ważne tylko, by potępiając kogoś w czambuł wiedzieć z grubsza, o czym się mówi.
Moja propozycja jest więc taka - jeśli ktoś zamierza naprawdę nauczać np. Boruca bramkarskiego fachu, to niech koniecznie wcześniej przynajmniej dotknie świata znanego często wyłącznie z relacji. I niech przejdzie się kiedyś na normalne, pełnowymiarowe boisko. I niech stanie - tak dla hecy - w pełnowymiarowej bramce. Jakoś trochę inaczej niż w telewizorze, co? A teraz spróbujcie sobie wyobrazić, że bardzo podobnie jest z rynkiem finansowym - tym prawdziwym rynkiem finansowym - dzikim i mętnym. I czasem szokująco różnym tak od naiwnych wywodów akademickich, jak i od ludowych mądrości, powtarzanych przez naród szczególnie chętnie zwłaszcza w szczycie hossy i na dnie bessy. Albo po prostu spróbujcie sami. Warto. Bo doświadczenie - cenna rzecz.