GPW wcale nie jest tak słaba, jak się wydaje. W ujęciu dolarowym WIG20 wzrósł od lutego o 130 proc. Pytanie, co dalej.
Większość analityków zastanawia się, dlaczego nasz rynek ostatnio jest tak słaby oraz czy i kiedy odrobi "zaległości" wobec innych parkietów. Rzeczywiście, patrząc z punktu widzenia ostatnich kilku sesji, względna słabość naszej giełdy jest widoczna. Ale gdy spojrzeć na nią z dłuższej perspektywy, zobaczymy obraz zupełnie inny. Wówczas pytanie można by odwrócić: czy i kiedy Wall Street odrobi straty wobec Warszawy.
Najlepiej obrazuje to lutowy dołek. Indeks szerokiego rynku zwiększył swoją wartość o 83 proc., a uwzględniając sesyjne wartości ekstremalne, o 92 proc. WIG20 był nieco gorszy i wzrósł "jedynie" o 73 proc. Po ostatniej słabości zmiany te wynoszą odpowiednio 73 i 60 proc. Od swego dołka z 8 marca SP 500 do wczoraj wzrósł o 58 proc. W tym ujęciu zaległości jakoś na naszym rynku nie widać. Jeśli możemy mówić o nadrabianiu zaległości, to raczej wobec takich rynków, jak turecki, który wzrósł o ponad 130 proc., czy rosyjski zwyżkujący o 140 proc. Bo chiński mamy na wyciągnięcie ręki, licząc od dołka do szczytu (Shanghai Composite wzrósł o 66 proc.), i daleko w tyle, licząc od dołka do wczoraj (wskaźnik chińskiej giełdy zyskuje "tylko" 44 proc.).
Ale teoria względności na giełdzie ma też drugi wymiar. Bo przecież inwestor zagraniczny, dla przykładu ze strefy dolarowej, sytuację na naszym rynku ze swego punktu widzenia oceni jeszcze inaczej. Jeśli policzymy zmiany wartości naszego indeksu największych spółek w ujęciu dolarowym, to okaże się, że wzrósł on o 150 proc. od dołka do szczytu i o 127 proc. od dołka do wczoraj. I na podstawie tej obserwacji można już próbować wyciągać pewne wnioski co do kondycji naszego parkietu i jego perspektyw, zakładając oczywiście znaczącą na nim rolę kapitału zagranicznego. Można przyjąć dwa scenariusze tłumaczące obecny "marazm" przejawiający się zarówno niewielkimi zmianami wartości indeksów, jak i niskimi obrotami. Pierwszy zakłada, że mamy to, co mamy, bo zagranica już "sobie poszła", zabierając pokaźne zyski i zostawiła nas samym sobie. I byłby to scenariusz pozytywny, bo oznacza, że w najbliższym czasie nie należy spodziewać się zbyt wielkiej podaży akcji. Drugi scenariusz to taki, w którym "zagranica" spokojnie czeka z naszymi akcjami w portfelu na moment odpowiedni do ich sprzedaży. Czeka spokojnie, przyjmując bierną postawę przejawiającą się niewielkimi wahaniami cen akcji i niskimi obrotami. Po pierwsze, ma spory zapas zysków, po drugie, nie przejmuje się zbytnio możliwością spadku cen akcji, bo najprawdopodobniej straty z tego tytułu zrekompensuje jej słabnący złoty. To scenariusz pesymistyczny, bo zakłada, że podaż akcji ze strony zagranicznych inwestorów dopiero się pojawi. I nie będzie się przejmowała spadkiem cen.
Specjalnie dla zwolenników teorii spiskowych można sporządzić następującą konstrukcję: wczesną wiosną zagranica "zdołowała" złotego i tanio (za dolara dostaje aż 3,8-3,9 zł, a nie 2 zł, jak w sierpniu ubiegłego roku) kupiła
akcje (WIG20 ma wartość około 1250 punktów). Gdy już nabrały sporo wartości, "Gruby" z "Korsarzem" otwierają krótkie pozycje na kontraktach na WIG20, zabezpieczając się przed ich spadkiem. Gdy przyjdzie czas osłabiania się złotego, zagranica zacznie
akcje wyprzedawać. Wywołany tym działaniem spadek cen złagodzą krótkie pozycje na kontraktach i zyski z osłabienia złotego.