A tryskająca ropa wciąż płonęła. Było tak gorąco, że w zniszczonym gospodarstwie Ziółkowskich zakwitły wszystkie drzewa i krzewy owocowe. Aby ratownicy mogli zamocować kołnierze na końcówce rury, strażacy musieli schłodzić okolicę i strumieniem wody podnieść płomień. 8 stycznia o godzinie 10 uruchomiono kilkanaście działek wodnych. Tuż przed 11 armatki zdusiły ogień. Wśród strażaków wybuchła radość. W górę poleciały kaski. Za to w sztabie akcji wybuchła panika. Płomień miał być tylko uniesiony, bo mogło dojść do wybuchu ulatniającego się gazu. Ktoś krzyczał, że szyb trzeba zapalić ponownie. Nikt się nie połapał, że cała awantura była transmitowana przez Polskie Radio. Kilka minut później rozdzwoniły się telefony, bo towarzysze w KC słuchali radia.
Jednak zamieszanie ucichło z innego powodu. Inżynierowie i naukowcy byli pewni, że po ugaszeniu ognia okolicę zaleje fontanna ropy. A z otworu poza uciekającym gazem ledwie chlapało. Nikt nie miał pojęcia, co stało się z ropą. Kilka godzin później ze względów bezpieczeństwa szyb ponownie zapalono. Ostatecznie ugasili go dopiero 10 stycznia Rosjanie.
Zainteresowanie Karlinem zgasło niemal równo z ugaszeniem pożaru ropy. Prokuratura szybko umorzyła śledztwo, bo nikt nie zginął, a zdaniem śledczych wypadku nie dało się przewidzieć. Koszty akcji, 300 mln zł, pokrył skarb państwa. Największą aktywnością wykazała się Służba Bezpieczeństwa zainspirowana raportem Jędrzeja Czyża, działacza koszalińskiej Solidarności, który opisał nieprawidłowości i marnotrawstwo przy poszukiwaniach ropy. SB wszczęła sprawy operacyjne pod kryptonimem: Wulkan, Erupcja i Ropa. Zwerbowano kilkunastu tajnych współpracowników (TW). W końcu ustalono, że informacje zawarte w raporcie wyssano z palca, a Jędrzej Czyż okazał się postacią fikcyjną.
16 stycznia 1981 roku ze stacji w Karlinie odjechały pierwsze cysterny z ropą. A kilka dni później odwiert został zamknięty. – Trzeba było wymienić rury, założyć głowicę eksploatacyjną, wywiercić jeszcze kilka otworów i dopiero rozpocząć wydobycie – mówi Władysław Wiśniak. – Jednak już wtedy wiedzieliśmy, że to złoże jest niewielkie. Gdyby paliło się jeszcze dwa tygodnie, nic by z niego nie zostało.
--------------------------------------------
ciekawe kto tym razem pokryje straty... trzeba będzie zrobić na nie kolejną emisję...