brydzia
/ 2010-01-11 13:36
/
10-sięciotysiącznik na forum
Pracują na etacie, mają średnie, często nawet wyższe wykształcenie i rodzinę, ale żadnych perspektyw na wyjście z biedy. Należą do „working poor”, pracujących biedaków, których w Polsce jest już ponad 2,1 mln. Pracujący biedacy to obok rosnącej grupy emerytów kolejna znacząca grupa ludzi ubogich w Polsce. Co szósty zatrudniony w Polsce należy do „working poor”.
Biedni to niekoniecznie ludzi bezrobotni, osoby z rodzin patologicznych, niezaradnych życiowo czy bez kwalifikacji. Coraz częściej do grona biedaków zaliczani są ludzie pracujący, w dodatku oficjalnie zatrudnieni. W Polsce ponad 2,1 mln ludzi określanych jest jako „working poor”, czyli pracujący na etacie biedacy (CBOS, Badanie: „Pracujący biedni”, grudzień 2008). Wbrew pozorom nie są zatrudnieni na stanowiskach niewymagających kwalifikacji, „working poor” to także pracownicy umysłowi czy młodzi nauczyciele. Bieda kojarzy się z pracami „śmieciowymi” (ang. junk jobs) i tzw. Mcpracami, czyli zajęciami niskopłatnymi, odtwórczymi i zamykającymi drogę awansu, tymczasem w Polsce to właśnie absolwenci, młode małżeństwa, rodziny wielodzietne, a także osoby spłacające duże kredyty zaliczają się do grupy „pracujących biednych”. Z biedą borykają się także inwalidzi oraz osoby z małych miejscowości i małych miasteczek, gdzie zamknięcie zakładu pracy lub zwolnienie oznacza wielomiesięczne bezrobocie, a często zerowe szanse na znalezienie kolejnej pracy.
Anna ma 28 lat, oboje z mężem mają w sumie 3,5 tys. zł na rękę. Wychowują trójkę dzieci. 1600 zł płacą za wynajem mieszkania, 200 złotych miesięcznie wydają na dojazdy do pracy; opłaty i jedzenie to kolejny 1-1,2 tys.zł (skromnie licząc). Dzieci szybko rosną, więc ubrania, buty i pieluchy dla najmłodszego pochłaniają pozostałą część zarobków. Pomoc społeczna im nie przysługuje, bo zarabiają za dużo. Nie mają oszczędności i pewnie długo nie będą ich mieć. Agnieszka jest nauczycielką w zerówce, jej mąż pracuje jako przedstawiciel handlowy. – Gdyby nie babcia, która zajmuje się dziećmi, nie mogłabym wrócić do pracy. Na opiekunkę za 1,5-2 tys. miesięcznie po prostu mnie nie stać, a do państwowego przedszkola udało nam się zapisać tylko starszą córkę – mówi Anna – o prywatnym przedszkolu czy żłobku możemy tylko pomarzyć. Polska to bardzo drogi kraj dla osób wychowujących dzieci – dodaje.