Zbliżamy się do korekty?
29 stycznia 2011, 18:21
Oczekiwana przez większość analityków korekta się nie zmaterializowała. Owszem, pojawił się straszak w postaci zadłużenia Portugalii, ale wpływał on wyraźniej jedynie na rynki europejskie. W USA zaowocował po prostu wejściem rynku w konsolidację. Nasz rynek akcji zachowywał się bardzo słabo. Słabiej niż inne rynki europejskie, które straciły przez portugalskie niepokoje po 2–3 procent. Nasz spadł więcej, a potem nie potrafił pobić rekordów z 2010 roku, co indeksom w Niemczech, Francji czy USA udało się bez problemów.
Duża inflacja i wysokie rynkowe stopy procentowe (Fed tym razem z rynkiem nie wygra) doprowadzą do potężnej przeceny akcji. Tym jednak będziemy się martwili pod koniec tego roku.
Zakładałem, że na przełomie roku dojdzie do pokonania przez WIG20 2800 pkt, a tymczasem nadal konsolidujemy się tuż pod oporami z pierwszej połowy 2008 r. Zastanowić się trzeba, dlaczego nasz rynek jest taki słaby. Można znaleźć dwa powody. Po pierwsze, nasi zarządzający w większości oczekiwali styczniowej korekty, więc bardziej
akcje sprzedawali, niż je kupowali. Po drugie, zaproponowana przez rząd obniżka składki wpłacanej do OFE mogła niektórych graczy wystraszyć. Niepotrzebnie, bo po pierwsze, OFE obecnie odpowiadają jedynie za około 13 procent akcji będących w wolnym obrocie, a po drugie, wszyscy wiemy, że nadążają jedynie za trendami nadawanymi przez zagranicę. Niedługo ten czynnik przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.
Wróćmy na rynki globalne. Obawy o wypłacalność Portugalii pojawiały się wyjątkowo szybko, bo tuż po rozpoczęciu roku, co mogło nieco dziwić. Jednak Portugalia z założenia jest niewielkim problemem. Prawdziwym będzie Hiszpania (nadal tak zakładam), ale to pewnie gdzieś koło maja. Nic dziwnego, że ta mielizna rynkowa została szybko pokonana. Dość szybko pojawiły się informacje o możliwym zwiększeniu pakietu pomocy przez UE. Poza tym dowiedzieliśmy się, że Chiny i Japonia kupują obligacje krajów PIIGS. To doprowadziło do zakończenia tej minikorekty.
Interesująco zachowywał się w tych pierwszych tygodniach roku rynek walutowy i surowcowy. Euro traciło wtedy, kiedy rynki bały się Portugalii, ale potem kurs EUR/USD ruszył na północ. Wypowiedzi polityków UE oraz informacja o zakupach obligacji przez Chiny i Japonię w połączeniu z zaskakującym ostrzeżeniem EBC, który w obawie przed wzrostem inflacji może niedługo podnieść stopy, pomagały europejskiej walucie. Na rynku trwa korekta listopadowo-styczniowych spadków. Może jeszcze trochę potrwać, ale nie będzie to powrót do trendu wzrostowego.
Nadal sugeruję baczne obserwowanie rentowności obligacji amerykańskich. Na dziesięcioletnich trwa krótkoterminowa korekta, która przyjmuje formę prowzrostowej flagi. Na tym rynku nie widać jeszcze zagrożenia dla ćwierćwiekowego kanału trendu spadkowego rentowności, ale jeśli dojdzie do wybicia z flagi, to takie zagrożenie się pojawi. Ostrzega zachowanie rentowności 30-latek – testuje linię tego trendu. Co się stanie, jak ograniczenia kanałów pękną? Zostanie wygenerowany bardzo mocny sygnał sprzedaży obligacji i wzrostu rynkowych stóp procentowych. Przez pewien czas (myślę, że przez cały ten rok) będzie to korzystne dla akcji, bo pieniądze z obligacji będą wchodziły właśnie w
akcje. Potem jednak duża inflacja i wysokie rynkowe stopy procentowe (Fed tym razem z rynkiem nie wygra) doprowadzą do potężnej przeceny akcji. Tym jednak będziemy się martwili pod koniec tego roku.
Tak jak oczekiwaliśmy, zbliżamy się do korekty na rykach akcji i być może surowcowych. Rynki są bardzo silne, ale czasem muszą odpocząć, i dobrze by im to zrobiło. Trend wzrostowy będzie jednak nadal niezagrożony (z przerwą na atak na Hiszpanię). Tylko jakieś zupełnie nieoczekiwane wydarzenie może tę sytuację zmienić. Bardzo dużo jest taniego pieniądza, który szuka szybkiego i dużego zysku. Trudno w tej sytuacji myśleć o bessie.