przeanalizowalem rozdzial ritchiego "analiza fundamentalna" na
temat stop zwrotu z akcji i obligacji. powiem tak: profesor
troche miesza i bawi sie danymi. najpierw mowi ze w latach
1926-1993 z akcji mozna bylo uzyskac 12,3% zysku. ale
1. nie dodaje juz ze chodzi o prosta stope zwrotu a nie
kapitalizowana!
No i? Nie używałem nigdzie tego argumentu. Robisz z igły widły i szukasz dziury w całym.
3. gdy pozniej omawia wyniki doyla to ten stwierdza jasno: z
sp500 kapitalizowana stopa zwrotu wyniosla w latach 1926-1990:
6,74%
Podczas gdy z obligacji była w tym bardzo długim okresie prawie cały czas ujemna (1925-1980). Znów nie przeczy to temu o czym pisałem.
Poza tym można policzyć roczną stopę zwrotu od 1932 do 1990. W 1932 SP500 spadł do zaledwie 5 pkt. a w 1990 roku był na 368 pkt. Wtedy mamy jeszcze więcej - 7,5% rocznej kapitalizacji, podczas gdy obligacje w prawie całym tym okresie miały ujemną stopę zwrotu.
5 x (1+0,075)^10 = 331
Ale to już tak na marginesie.
4. nie uwzglednia prowizji i sam to przyznaje na poczatku a
pozniej w ogole zapomina o tym co swiadczy o jego
tendencyjnosci. bo wlasnie z sp500 musialby odjac ok 2-3%
rocznie z zysku co daje 4% zysku z akcji. a wiec srednio akcje
przewyzszaja obligacje skarbowe o ok 2-3% realnie choc
nominalnie pewnie z 5-6%. i jest to zysk za to ze mozesz trafic
na zly okres
Nawet jednak po odjęciu prowizji
akcje wciąż przewyższają obligacje. A na zły okres wcale nie musi się trafić, jeśli choćby pilnuje się aby nie kupować przy przewartościowaniu. No i przestań znów z tymi prowizjami, było to omawiane niżej, wcale nie trzeba w ogóle dokonywać transakcji w tym czasie a na obligacjach też trzeba płacić prowizje, co już tendencyjnie pomijasz. Nie każdy trzyma obligacje do terminu wykupu. Tam się odbywa taki sam trading i spekulacja na wahaniach ceny jak na akcjach. Wystarczy zobaczyć jak wysokie rentowności były w latach 70-tych a jak niskie i wyśrubowane są teraz.
5. akcje malych spolek daja faktycznie sporo wyzsze zyski ale
jakie odchylenie standardowe! poza tym trzeba wziac pod uwage ze
w tak dlugim okresie czasu to jakis procent tych spolek
zbankrutowalo (nie wiem ile moze 10%) a tego zysk z indeksu
pewnie nie uwzgledni stad nie mozna mechanicznie na to patrzec
10% zbankrutowało a więc nie trudno było się utrzymać w pozostałych 90% w dłuższym terminie. I wtedy znów odpada prowizja. Nawet jak ktoś zmieniał spółki to nie musiał tego robić często i w tym czasie mógł osiągnąć solidne zyski przy minimum transakcji, co minimalizuje straty z prowizji.
6. w koncu - moj najwazniejszy argument - zapewne mniej wiecej
gdy wielu naczytalo sie richiego jakie to akcje sa wspaniale byl
gdzies to rok 2000... juz wiemy co dalej - dzis ci ludzie sa na
strasznym minusie!!! a ty bredzisz cos o dlugookresowym
inwestowaniu!!! po ilu latach wyjda na zero? od szczytu 1929
gielda wrocila do punktu zero po 25 latach a ty bredzisz cos o
dlugoterminowym inwestowaniu... popatrz na nikkei - myslisz ze
nie bylo tam takich co ty tu chwalisz dlugoterminowych
inwestorow? wez japonie i co?
bezpieczniej sie teraz czujesz? dlaczego profesor nie analizuje
nikkei? ze wyjatek?? nie - wtedy wydawalo sie ze wszystkie
gieldy ida do gory w dlugim terminie. nie mogl wziac japonii - i byla tez pewnosc ze ze po paru latach wroci do hossy co nie? nie bylo niepewnosci nie? no chwila przed chwila mowiles ze ja stosuje demagogie wiec sie troche zastanow co ty pieprzysz! dlaczego druga czy trzecia potega na swiecie ma gielde 70% do
tylu od 1990?
Nie pisz, że to twój najważniejszy argument bo w rzeczywistości to najbardziej kiepski argument, wręcz na poziomie socjotechniki Kurnala. Profesjonalni inwestorzy długoterminowi nigdy nie kupują na takich bańkach cenowych jak ta z 2000, 2007 czy Nikkeiowska z 1990. To nie ulica, Buffett, Munger, Browne, Town, Lynch i wielu innych wielkich inwestorów kupuje tylko na niedowrtościowaniu, w bessach, kiedy jest tanio a szansa na realny zarobek w dłuższym terminie ogromna. W hossach i na szczytach baniek takich jak ta z 2000 to oni sprzedają a nie kupują. W szczycie euforii rynku byka kupują tylko idioci, ulica, leszcze i daytraderzy, ale tych nie biorę pod uwagę bo nie są inwestorami długookresowymi, w ogóle nie są inwestorami tylko zwykłymi graczami, praktycznie są co najwyżej hazardzistami. Rozmawiamy o profesjonalnym inwestowaniu a nie o hazardzie. W szczycie przewartościowania w Japonii spółki z Nikkei miały C/Z kilka tysięcy a kapitalizacja rynkowa jednej spółki potrafiła przekroczyć kapitalizację całej NYSE. Inwestowanie długoterminowe to nie rzucanie lotkami z zawiązanymi oczami w rynek. Wtedy też się liczy i patrzy czy rynek nie znajduje się na szczycie jakiejś chorej bańki. Twój argument jest tu więc chybiony.
Poza tym na obligacjach też bywały okresy bańki a teraz jest jej szczyt porównywany przez wie