To po co pan wszedł w Vistulę?
- Byłem wiodącym akcjonariuszem domu maklerskiego w Krakowie. Jeden z moich menedżerów zwrócił uwagę, że jest spółka z bardzo rozproszonym akcjonariatem. A jej
akcje spadły właśnie z 16 zł do 8 zł. Okazja. Mój pomysł był taki: kupię 10 proc. akcji Vistuli, następnie wniosę do niej Paradise Group [sieć luksusowych sklepów z odzieżą różnych marek, m.in. Zegna], za co będę mógł dostać kolejne 10-15 proc. akcji. Niestety dla mnie ta wiadomość rozeszła się po rynku.
Ówczesny prezes Vistuli Rafał Bauer postanowił przejąć sieć jubilerską Kruk. Musiał pożyczyć na to 300 mln zł z banków. To był rodzaj jego obrony - liczył, jak sądzę, że nikt nie zainwestuje w firmę, która ma 300 mln zł długu. I w normalnych okolicznościach miałby rację. Tyle że ja miałem już ponad 6 proc. akcji Vistuli. Mogłem je sprzedać ze stratą albo walczyć dalej. I walczyłem dalej. Moja decyzja - moje konsekwencje.
Opłacało się?
- To pokaże przyszłość. Na razie trzeba było zrobić porządki po poprzednikach i przede wszystkim zrestrukturyzować zadłużenie.
Kiedy przejmowałem Vistulę, jej najdroższe garnitury kosztowały 3,6 tys. zł. A ubrania Armaniego czy Bossa można było kupić za 2,2 tys. Poprzedni prezes chciał otwierać sklepy na najlepszych, handlowych ulicach Mediolanu i Londynu. Zmieniliśmy tę strategię.
Dlaczego?
- Polska nie kojarzy się w Europie ani z modą, ani z designem. Raczej z wódką albo z kiełbasą.
Na dziś za granicą lepiej będzie sprzedawać się oferta Krakowskiego Kredensu - nalewki, świetne pasztety, marynowane grzyby.
Vistulę za czasów poprzedniego prezesa reklamował Pierce Brosnan. Tyle że na sprzedaż to się w ogóle nie przełożyło. Statystyczny Polak garnitur kupuje raz na 19 miesięcy i czyni to zwłaszcza na tzw. życiowe okazje. Połowa rodaków tego typu zakupy robi poza miejscem zamieszkania. I co - klient, który przyjechał z miasteczka do większego miasta po garnitur, miał uwierzyć, że James Bond chodzi w Vistuli, bo to jest najlepszy garnitur na świecie?
Może za kilka lat uda nam się ten wizerunek zmienić, ale to potrwa.
I co pan teraz pokornie z tą Vistula zrobi?
- Nie będzie reklam z wyżelowanymi modelami pod baobabem. Nie będzie awangardowych ciuchów, które sprawiały, że najcenniejszy klient Vistuli - średnio zamożny dentysta czy adwokat - wchodził do sklepu i nic nie mógł dla siebie znaleźć. Teraz Vistula będzie tym, czym być powinna - dobrą polską marką. Ale z emocjami. Nie będziemy walczyć z Kenzo, Armanim czy Bossem, naszymi konkurentami są Bytom, Próchnik i Intermoda. Chcemy przekonać ludzi, by zapłacili o 300 zł więcej za porządny, wełniany garnitur - taki, który doda każdemu mężczyźnie siły i pewności siebie.