Miliarder Warrren Buffett, prezes funduszu inwestycyjnego Berkshire Hathaway dostał już trzydziesty raz z rzędu 100 tys. dol. rocznej pensji. Jego zdaniem nadmierne wynagrodzenia szefów spółek szkodzą interesom udziałowców.
Buffett nie dostał za 2010 r. żadnej premii ani opcji na akcje, podała w raporcie spółka z siedzibą w Omaha w stanie Nebraska. Ochrona osobista Buffetta oraz jego domu kosztowała Berkshire 349946 dol. W funduszu od 2004 r. działa komisja ds. wynagrodzeń. Poprzednio Buffett, czyli prezes i największy udziałowiec, rekomendował zarządowi wysokość swojego wynagrodzenia.
Buffett tworzył Berkshire przez ponad 40 lat przejęć i gromadzenia akcji, podnosząc stopniowo wartość własnych udziałów w spółce do ok. 50 mld dol. z których większość przekaże na cele charytatywne. Jego zdaniem wynagrodzenia menedżerów powinny być ściślej związane z długoterminowymi wynikami spółki, a nie z rocznymi zyskami, które łatwo mogą zostać zniweczone.
- Jego frustracja wobec praktyk płacowych znajduje odzwierciedlenie nie tylko w słowach, ale i w czynach. W przeszłości nieraz mówił, że uważa siebie za zmorę wszelkich komisji ds. płac i wierzy w to, co zawsze powtarza, że zanim pomyśli się o wynagrodzeniu szefów trzeba pomyśleć o zyskach udziałowców – mówi Frank Glassner, prezes firmy doradczej Veritas Executive Compensation Consultants z San Francisco.
W maju ub.r. Buffett podczas wystąpienia przed komisją śledczą ds. przyczyn kryzysu finansowego mówił, że najwyżsi rangą menedżerowie muszą ponosić odpowiedzialność za wyniki upadających spółek. - Osoby na samej górze muszą odczuwać te same niedogodności, jak ktoś na dole, kto traci pracę przy taśmie montażowej. Jeśli spółka upada, jej szefostwo powinno zwrócić pięciokrotność najwyższego wynagrodzenia otrzymanego w ciągu poprzednich pięciu latach – mówił komisji, jak wynika z protokołów ogłoszonych w lutym.
----------------
sama prawda