do poczytania
Pięć portfeli
Minęła połowa 2009 r. Na warszawskiej giełdzie akcji główny indeks koniunktury giełdowej, czyli WIG20 w okresie pierwszych 6 miesięcy zanotował niecały jeden procent ujemnej stopy zwrotu.
O wartości obrotów nie będę się za wiele rozpisywał, bo wartość obrotów poniżej 1,5 mld zł na sesję uważam jedynie za sesje, które się odbyły. Wyższe niż przeciętnie słupki z obrotami na rynku można było odnotować tylko w okolicach sesji, gdzie występowało wygasanie kontraktów terminowych. Jak na dojrzały rynek to trochę za mało. Na warszawskiej giełdzie notowanych jest 376 walorów. Jeżeli po kilkunastu latach istnienia tego rynku całkowita wartość obrotów nie może przekroczyć wartości obrotów na pojedynczych spółkach notowanych na nieco bardziej rozwiniętym rynku niż warszawski, to znaczy, że tego kapitału brakuje. I nie można za to winić jedynie panującego kryzysu (najczęściej w mediach, bo na polskich ulicach jakoś ciężko doszukać się znamion recesji czy kryzysu). Zatem można sobie darować wszelkie pozostałe wyliczanki, bo od tego są archiwiści i oni mają za zadanie kompletować dane historyczne.
Sztuka zajmowania pozycji
Jak wspomniałem, WIG20 (chyba bardziej odpowiednia powinna być nazwa WIG5, czyli indeks 5 spółek o największej kapitalizacji rynkowej) w ciągu 6 miesięcy nieznacznie zmienił swoje położenia. Analitycy techniczni mają po tym okresie orzech do zgryzienia w postaci odpowiedzi na pytanie, czy w końcu uda się przedostać na poziom powyżej 2000 punktów, czy nadal fascynować się przyjdzie obroną 1800 punktów i nieudaną próbą zaatakowania 1900 punktów. Analitycy fundamentalni będą mieli trochę łatwiej. Ale czy to jest takie pewne, to dopiero się okaże. W niezwykle fajnym i pozbawionym „superinteligentnych wywodów” artykule Elizy Więcław opublikowanym w „Rzeczpospolitej” (wersja elektroniczna z 6.07.2009 r.) i zatytułowanym „Bez wyników za drugi kwartał” można przeczytać o zmianie w publikacjach raportów spółek giełdowych. To dobrze, że nowe wypiera stare ale są takie obszary na rynku, które pewnym zmianom nie podlegają.
Jak wiadomo, ceny dóbr mogą rosnąć, spadać i pozostawać bez zmian. Są specjaliści, którzy jak nikt na świecie potrafią wybrać najlepszy moment do zajmowania pozycji na rynku i potrafią również jak nikt na świecie wybrać najlepszy moment do opuszczania wcześniej zajętych pozycji. O czymś takim jak portfel inwestycyjny czy dywersyfikacja zapewne nigdy nie słyszeli. Do czasu, dopóki łut szczęścia nie okazał się zdradliwy. Ale są też tacy, którzy znają takie pojęcia i nie ustawiają horyzontu inwestycyjnego na bazie 1 sesji czy nawet 1 godziny podczas sesji. I tacy inwestorzy w minionym półroczu nie mieli powodów do zmartwień.
Czterech inwestorów
Zacznijmy od najprostszego portfela inwestycyjnego zbudowanego na bazie 16 akcji wylosowanych spośród wszystkich notowanych akcji i praw do akcji na warszawskiej giełdzie. Składniki tego portfela są nieistotne, bo przecież jak to bywa w losowaniach – wynik może być różny. Inwestor miał do dyspozycji 50 tys. zł, wylosował 16 obiektów (jak ktoś bardzo chce poznać nazwy tych akcji, to może próbować się kontaktować ze mną), zapłacił prowizję maklerską nie przekraczającą 0,4 proc. i w ciągu 6 miesięcy taki przypadkowy portfel inwestycyjny przyniósł 52,5 proc. stopy zwrotu.
Z kolei inwestor, który stawia tylko na tych co osiągają ponadprzeciętne przyrosty cenowe (wygrani zawsze sobie poradzą, a na przegranych nikt nie stawia) swój portfel inwestycyjny może ustawić w sposób nieco inny. Jest to rodzaj portfela inwestycyjnego tworzonego w trakcie czterech kolejnych sesji, czyli w okresie od 5.01.2008 r. do 8.01.2009 r. Metoda doboru akcji jest taka, że na każdej z sesji w wymienionym okresie nabywane są 4 obiekty, które na danej sesji charakteryzowały się największym procentowym przyrostem kursu. Kolejne 4 obiekty są dobierane według tej samej zasady, ale żaden z obiektów nie może być ponownie zakupiony. Tak zbudowany portfel na dzień 30.06.2009 r. przynosił 44,5 proc. stopy zwrotu.
Trzeci kolejny inwestor będzie uważał, że najlepiej to sobie radzą
akcje tych firm, które w wyniku spadku cen zostały ostro przecenione. Jest to inwestor, który swój portfel inwestycyjny utworzy w trakcie czterech kolejnych sesji, czyli w okresie od 5.01.2008 r. do 8.01.2009 r. Metoda doboru akcji była taka, że na każdej z sesji w wymienionym okresie nabywane są 4 obiekty, które na danej sesji charakteryzowały się największym procentowym spadkiem kursu. Kolejne 4 obiekty są dobierane według tej samej zasady, ale żaden z obiektów nie może być ponownie zakupiony. Tak zbudowany portfel na dzień 30.06.2009 r. przynosił 45,4 proc. stopy zwrotu.
Przedostatni inwestor wymyślił sobie metodę, że swój portfel, tzw. kombinowany, zbuduje na bazie akcji spółek mających największy i najmniejszy wpływ na kształtowanie się poziomów indeksów giełdowych. Metoda doboru akcji była taka, że ze składu indeksó