brydzia
/ 2008-07-02 10:47
/
10-sięciotysiącznik na forum
Leszek Czarnecki alias Ernest
Eugeniusz Twaróg
02.07.2008 10:10
Czytaj komentarze(9)
Zobacz na forum ({PostCount})
To był pewnie najczarniejszy dzień w życiu biznesmena. Z teczki wynika, że donosił na kolegów. Koledzy mówią co innego.
Podobna tematyka
Oświadczenie Leszka Czarneckiego
Czarnecki współpracował ze służbami PRL
Podobno wiedzieli o tym wszyscy najważniejsi menedżerowie Getin Holdingu, współpracownicy i znajomi Leszka Czarneckiego. Domyślał się też rynek. W lutym 2007 r. prezydent Lech Kaczyński podpisał znowelizowaną ustawę lustracyjną, która obowiązkiem spowiadania się ze swojej przeszłości objęła również członków zarządów i rad nadzorczych spółek giełdowych i banków. Przepisy weszły w życie 15 marca. Tego samego dnia Leszek Czarnecki zrezygnował z zasiadania w radzie nadzorczej LC Corp, a 10 dni później Getin Holdingu. 11 maja 2007 r. Trybunał Konstytucyjny uznał niektóre z przepisów, w tym o lustracji tak szerokiego grona, za niezgodne z konstytucją. Rok później, 8 kwietnia 2008 r., Leszek Czarnecki wraca do rady nadzorczej Getinu, a 22 kwietnia LC Corp.
Wczoraj w południe o związkach najbogatszego polskiego biznesmena z SB dowiedziała się cała Polska.
„Miliarder donosił na kolegów” — napisał portal rp.pl.
Kilkanaście minut później, na naprędce zwołanej konferencji prasowej, koledzy wrocławskiego biznesmena z czasów studenckich przekonywali, że jednak nie donosił.
Aktywny i z inicjatywą
Leszek Czarnecki został zwerbowany w sierpniu 1980 r. po zdaniu matury.
— Miałem 18 lat. Wizja pracy dla wywiadu mogła wydać się atrakcyjna — przyznaje Leszek Czarnecki.
To jedyny fakt z jego życiorysu sprzed lat, w którym jest on zgodny z tym, co zamieścił portal rp. pl. Dalej to już zupełnie dwie różne historie. Portal napisał, cytując raport SB, że świeżo zwerbowany agent (pseudonim „Ernest”) „dostarczał pisemne i ustne informacje dotyczące m.in. wybranych osób i rodzin, środowiska studenckiego i naukowego”, a także składał relacje z zebrań Niezależnego Zrzeszenia Studentów (NZS) oraz przebiegu strajków na uczelni. SB miała wysoko cenić jego pracę i chwalić za wykazywaną „dużą aktywność i inicjatywę operacyjną”.
— Nigdy nie składałem żadnych donosów na konkretne osoby, nie pisałem notatek ani nie sporządzałem analiz. Nigdy nie żądałem ani nie otrzymywałem wynagrodzenia —mówi wrocławski biznesmen.
Portal twierdzi, że pieniądze brał, choć nie zachowały się dokumenty, ile wziął, podobnie jak nie ostały się też raporty pisane przez Leszka Czarneckiego. Dalsze jego losy opisuje następująco: po dwóch latach, w 1982 r., przeszedł pod skrzydła I Departamentu SB i podpisał zobowiązanie do współpracy z wywiadem PRL. Przeszedł szkolenie w zakresie pracy operacyjnej za granicą, gdyż służby planowały wysłać go do USA. Wyjazd nie doszedł do skutku. Potem kontakty Leszka Czarneckiego z SB stopniowy wygasały i ostatecznie się urwały.
Wszyscy wiedzieli
Według Leszka Czarneckiego, współpraca zakończyła się już w 1980 r.
— Kiedy pytania z zagadnień ogólnych zaczęły dotyczyć spraw NZS, którego stałem się członkiem i stały się coraz bardziej natarczywe, zdecydowałem się zerwać współpracę — tłumaczy Leszek Czarnecki.
Dalej jego wersja jest taka: w grudniu, po ogłoszeniu stanu wojennego, zostaje zatrzymany na 48 godzin. SB próbuje go namówić do współpracy. Odmawia. Po wyjściu z aresztu spotyka się z Krzysztofem Błachutem i Wiesławem Żywickim, studentami, działaczami NZS.
— Powiedział nam o swojej sytuacji, że SB może próbować go złamać i zmusić do donoszenia. Pomyślałem, że można wykorzystać sytuację do infiltracji SB — mówi Krzysztof Błachut, redaktor naczelny pisma NZS na Politechnice Wrocławskiej (PW), internowany w latach 80.
Leszek Czarnecki miał pełnić rolę podwójnego agenta. Znowu podpisał zobowiązanie do współpracy i spotykał się z funkcjonariuszami SB. Jak mówi, „dwa-trzy razy”.
— Leszek Czarnecki opowiadał, o co go pytają i wspólnie zastanawialiśmy się co ma mówić. Był to rodzaj wallenrodyzmu — mówi Jerzy Drozd, wiceszef NZW PW.
I choć były pewne efekty działalności Leszka Czarneckiego (dostarczył kolegom numer rejestracyjny samochodu SB, nazwisko jednego z funkcjonariuszy), zdecydowali, że trzeba przerwać grę. Tym bardziej że służby zaczęły domagać się konkretnych informacji o studentach z opozycji.
— Przyznaję teraz, że była to z naszej strony głupota. Myśleliśmy, że jesteśmy w stanie ich rozpracować — mówi Krzysztof Błachut.
Po zerwaniu współpracy na przełomie 1982/83 służby jeszcze trzykrotnie próbowały zwerbować Leszka Czarneckiego: w 1985 lub 1986 r. oraz na przełomie 1988/89 i już w wolnej Polsce, przez UOP, w 1992 lub 1993 r. Za każdym razem odmawiał.
Historia sprzed lat ponownie odżyła przed rokiem, w listopadzie. Jedna z redakcji zapytała Leszka Czarneckiego o agenturalną przeszłość. Do żadnej publikacji wówczas nie doszło.
Leszek Czarnecki nosił się wtedy z zamiarem, żeby publicznie opowiedzieć o wydarzeniach z lat 80. Zrezygnował z tego pomysłu.
— Czemu o tym przez tyle lat nie opowiadałem? Wszystkie osoby, które z mojego punktu widzenia mogą mnie oceniać, wszyscy moi kluczowi menedżerowie o wszystkim wiedzieli — wyjaśnia Leszek Czarnecki.
— Mam wysokie oczekiwania co do standardów moralnych osób, z którymi współpracuję. Z Leszkiem Czarneckim pracuję od dwóch lat. Znam go jeszcze z czasów studenckich i ani wtedy, ani teraz nie mam do jego postawy żadnych zastrzeżeń — mówi Bernard Afeltowicz, wcześniej prezes AIG Bank Polska, w latach 80. szef Komitetu Strajkowego strajku radomskiego, skazany za działalność opozycyjną.