Znany dziennikarz sportowy Paweł Zarzeczny jak zwykle idzie pod prąd. Kiedy wszyscy zachwycają się fantastycznym występem Justyny Kowalczyk w finałowym biegu Tour de Ski we włoskim Val di Fiemme, on zastanawia się nad tym, czy takie biegi, jak 3,5 kilometrowy podbieg pod Alpe Cermis mają sens.
"Nie chodzi wcale o Justynę, ale o sprawę ważniejszą. Po co jeszcze jest sport? Czy po to, żeby wysyłać młodą dziewczynę w środku zimy na nartach pod górę? Na podbieg o długości 3,5 kilometra, sprintem, tak jakby była ścigana? Żeby zemdlała?" - pisze Zarzeczny w swoim felietonie na łamach dziennika "Polska The Times".
"Przecież jakbyście tak zrobili żonie albo córce, to z absolutną racją mogłaby was zgarnąć policja! Za znęcanie się nad rodziną!" - kontynuuje publicysta "Polski".
"Po co jeszcze jest sport - często się zastanawiam. Po co kierowcy w Formule 1 pędzą 300 kilometrów na godzinę, skoro na naszych drogach nie wolno przekracza 30? Po diabła rzut dyskiem - ma ktoś z was w domu dysk? Albo rzutu młotem. Anita Włodarczyk została właśnie najlepszą sportsmenką Polski według Komitetu Olimpijskiego. Fajnie, że ta dziewczyna nie sprzedaje jedynie sera, że jest najlepsza, ale w czym? W przedpotopowych zawodach francuskiego barona" - pisze Zarzeczny.
Zdaniem znanego dziennikarza sportowego nie ma sensu podbieganie na nartach pod górę, skoro stworzono je do jazdy w dół. Wyczyny Kowalczyk, jakkolwiek wspaniałe, są jego zdaniem nieprzydatne. Mogą pomóc za dwa lata - "jeśli spełni się katastroficzna wizja roku 2012 - trzeba będzie coś jednak upolować na kolację. No i biegać - uciec albo dogonić. W środku zimy. To może Justyna się wtedy przyda?" - kończy Paweł Zarzeczny.
-----------------------
sama prawda
sport to zdrowie utracone więc powinien być tępiony