Obi-Wan Kenobi
/ 83.6.39.* / 2010-02-09 20:05
Polska Greenlandia
W ubiegłym tygodniu byliśmy świadkami decyzji Pana Premiera Donalda Tuska o zajęciu się, po 2 latach rządzenia krajem, polską gospodarką, a nie kandydowaniu do najwyższego urzędu w państwie - urzędu Prezydenta. Z drugiej strony minister finansów i premier ogłosili nowy plan, ku zaskoczeniu i zdziwieniu, plan rozwoju i konsolidacji finansów publicznych - plan tajny
Tajny, gdyż nawet wicepremier koalicyjnego rządu Waldemar Pawlak - wicepremier i minister gospodarki twierdził, że on nie zna takiego planu. Jednocześnie kilka tygodni temu polski minister finansów Jan Wincent Rostowski otrzymał nagrodę najlepszego ministra finansów Europy. Nie była to oczywiście nagroda przyznana przez polskich emerytów czy pracowników budżetówki w Polsce, tylko przez londyńskich bankierów, z których środowiskiem Pan minister jest mocno związany.
Wynika z tego, że wszyscy są bardzo zadowoleni z polskiej gospodarki. Praktycznie non stop nasi politycy występują na tle zielonej mapy. Skoro mieliśmy być drugą Irlandią, wydaje się, że już wkrótce przy takich sukcesach gospodarczych będziemy się mogli nazywać drugą Greenlandią.
Według analityków i przedstawicieli rządu Polska odwołała już kryzys. Zapowiadają same dobre wiadomości polskiemu społeczeństwu, wzrost PKB na poziomie co najmniej 3%, euro po 3,5 zł, znaczący wzrost produkcji, eksportu, konsumpcji. Wyniki polskiej gospodarki mają być w 2010 r. znacznie lepsze niż w 2009 r. Sytuacja w gospodarce, sytuacja walutowa, ma być bardziej stabilna niż w roku minionym. Chciałoby się rzec - istny raj. Prawdziwa Greenlandia albo Bajlandia. Oby nie okazało się, że skończy się na prawdziwej Islandii.
Przypomnijmy, że rok 2009 nie był aż tak dobrym rokiem, mimo że statystycznie na tle Europy wypadliśmy najlepiej. Spadek PKB do poziomu 1,7 % w zeszłym roku to bardzo głęboki spadek, z 5% pogorszenie wzrostu gospodarczego o kilkaset procent. Zatory płatnicze w zeszłym roku dotyczyły ponad 10 tys. firm. Znacznie osłabło tempo wzrostu płac. Upadło ponad 1700 przedsiębiorstw.
Ten wzrost na poziomie 1,7% tak naprawdę statystycznie zawdzięczamy wyłącznie temu, że nasi sąsiedzi, głównie Niemcy, Słowacy, Litwini dzięki dopłatom rządowym kupili u nas 50 tys. samochodów, co spowodowało, że polski eksport spadał w tempie dwukrotnie wolniejszym niż polski import. Drugim powodem jest to, że w kieszeniach polskich podatników pozostawiono blisko 20 mld zł w wyniku wcześniejszego obniżenia obciążeń fiskalnych, jakim były zarówno składka rentowa, możliwość odpisu podatkowego na dziecko i kilka innych tego typu rozwiązań.
Wzrost PKB na poziomie 1,7% w 2009 r. nie musi być więc tendencją stałą. Tym bardziej, że słabnie tempo konsumpcji indywidualnej, tempo wydatków publicznych i będzie ono jeszcze bardziej słabnąć, ponieważ m.in. będzie rosło bezrobocie, które już znacząco wzrosło w grudniu 2009 r. do 12% i będzie rosło przez cały I kwartał. Myślę, że zaskakujące będą wyniki za styczeń, gdy dodatkowo zarejestruje się znaczna nowa grupa bezrobotnych. Grupa ta otrzyma tylko przejściowo wyższy zasiłek. Słabnięcie tempa konsumpcji będzie wynikać również z faktu wprowadzenia tego owego tajemniczego planu rozwoju i konsolidacji finansów publicznych i tzw. „reguły wydatkowej”. Będą to kolejne zapowiedzi kolejnych mechanicznych cięć w wydatkach budżetowych, co odbije się na konsumpcji indywidualnej i spożyciu zbiorowym. Silna złotówka, sztucznie umacniana na pewno zaszkodzi polskiemu eksportowi. Nie ma też co liczyć zbytnio na to, że Niemcy nie będą robić nic innego tylko kupować polskie towary. Niemcy mają olbrzymie problemy i spodziewają się, że potrwają one do 2013 r. Chcą znacząco ograniczyć import, dokonują poważnych oszczędności i nastawiają się na rynek wewnętrzny. To będzie niekorzystne dla Polski. Już maleje wolumen polskiego eksportu, maleją inwestycje.
Deficyt sektora finansów publicznych rośnie dramatycznie. To nie jest już tylko deficyt budżetu państwa na poziomie oficjalnym 52 mld zł. Realnie wyniesie on ok. 90 mld zł. Ale jest też bardzo groźny deficyt sektora samorządowego, który zbliża się do kwoty 40 mld zł. Tylko w bankach samorządy mają ok. 30 mld zadłużenia, a długi gwałtownie przyrastają. Zawęża się bardzo baza podatkowa - przypomnijmy, mamy 2 nowe niższe stawki opodatkowania.
Maleją zyski banków - za 2009 r. będą o ok. 50% niższe w porównaniu do roku 2008. Nie wiadomo, ile przedsiębiorstw udźwignie restrukturyzację długów i umów kredytowych. To wszystko nie wygląda tak różowo, jak to przedstawia propaganda i rządowy PR. Można powiedzieć, że najbliższe miesiące mogą przynieść poważne rozczarowanie co do tej naszej zielonej wyspy, tym bardziej, że plan rozwoju i konsolidacji finansów publicznych jest planem pochopnie przedstawionym, nieprzygotowanym do końca. Właściwie wynikające z niego oszczędności rzędu 2-3 mld zł niczego nie rozwiązują.
Tak naprawdę już niedługo okaże się, że „król jest nagi”, że pieniędzy brakuje praktyczni