DOLAROUSTY
/ 78.8.116.* / 2011-06-20 11:16
Tylko usiąść i płakać
"Za niewiele ponad 1500 utrzymuję dwójkę dzieci. Nie palę, nie piję kawy, nie mam internetu w domu, nie piję piwa "dla ochłody". Kupuję podstawowe produkty. Ubieram się w lumpeksach. Jest mi trudno i to cholernie. Wmawiam sobie, że to czasowe i żyję dalej" – pisze aaa, która należy do „Generacji 1500”. Życie Polaków, którzy zarabiają niewiele ponad tysiąc złotych to walka o przetrwanie. Jak radzą sobie każdego dnia?
Artykuł z cyklu "Generacja 1500"
Człowiek biega do pracy z wywieszonym językiem i daje z siebie wszystko. Przepracowany, zmęczony i zrezygnowany patrzy na wyciąg z banku i oczom nie wierzy. Wypłata? Bardziej upokorzenie i niedocenienie. Ale nie można narzekać, bo i tak dobrze, że praca jest. Teraz trzeba zapłacić rachunki, dokładnie zaplanować, ile wydać na jedzenie, żeby starczyło jeszcze na lekarstwa. I tak za każdym razem: planowanie, główkowanie i strach. Nie wiadomo, czy w tym miesiącu nie trzeba będzie pożyczyć trochę gotówki. Miliony ludzi w naszym kraju zarabiają niewiele więcej, od najniższej pensji. Odmawiają sobie przyjemności, skupiają się na podstawowych potrzebach. Trudno określić dokładny wiek czy wykształcenie. Taki stan dopada świeżo upieczonych absolwentów wyższych uczelni, ale również ludzi z wieloletnim doświadczeniem zawodowym, którym noga podwinęła się tuż przed emeryturą. "Generacja 1500" walczy każdego dnia o przetrwanie. Są też tacy, którzy znaleźli receptę na niskie zarobki, niestety rezygnują z założenia rodziny.
Za mało, żeby żyć
Internautka Aska skończyła studia, zna dwa języki, ma prawo jazdy. Pracuje za 1500 złotych na rękę. "Nie da się za to godnie żyć. Nie mam znajomości. Mój były chłopak ma średnie wykształcenie. Języka obcego nie zna nawet na poziomie podstawowym. Pracuje u krewnego za 7 tysięcy złotych na rękę. Sam kiedyś przyznał, że dostaje to za nic, bo prawie nic nie robi. Wszystko robią podwładni, którzy tyrają za najniższą krajową" – dodaje.
W podobnej sytuacji finansowej jest bibliotekarka, która po 32 latach pracy na pełnym etacie, łącznie z dodatkiem kierowniczym zarabia 1300 złotych na rękę. Jak sama twierdzi "to za mało by żyć, za dużo żeby umrzeć". Kobieta dodaje: "Mam trójkę dzieci - w tym syn studiuje i niestety jest dopiero na pierwszym roku".
m. natomiast jest pracownikiem socjalnym. Zarabia 1470 złotych. Skończyła studia, przez wiele lat brała udział w płatnych szkoleniach, a teraz kończy specjalizację, którą opłaciła za własne pieniądze. Sama wychowuje dziecko i dodatkowo spłaca kredyt. Gdyby nie pomoc rodziców, u których mieszka, nie miałabym za co nakarmić syna. Po opłaceniu rachunków, zostaje jej 500 złotych. I to ma wystarczyć na jedzenie, leki, składki w szkole, ubrania. A praca m. jest niewdzięczna, często nawet niebezpieczna. Internautka dodaje bez ogródek, że jest biedna.
"Mój ojciec utrzymuje dwójkę dzieci i mamę za 1200 zł na rękę. Teraz wyprowadziłam się z domu i zakładam własną rodzinę. Patrzę na rodziców z boku i wyć mi się chce. Widzę, jak muszą oszczędzać. Co oni mają z tego życia? W domu nigdy nie brakowało jedzenia, ale jak często można jeść frytki z ziemniaków, które się hodowało. To jak ludzie muszą żyć, za jakie pieniądze, woła o pomstę do nieba. Chociaż moja mama zawsze mówi, że jest ok i oby nie było gorzej..." – opisuje AnJa.
Czasem chce nam się płakać z bezsilności
Kamil i Julka mieszkają w akademiku. Studenci prestiżowej uczelni zajmują mały pokoik na parterze. Wspólna łazienka z sąsiadami, jedna kuchnia dla wszystkich lokatorów z piętra. Studia, praca i dwójka dzieci na utrzymaniu. Kamil po zajęciach od razu jedzie do supermarketu – pracuje na nocną zmianę, układa produkty na półkach, zarabia 1300 złotych. Julia zdecydowała się na indywidualny tok studiów, bo nie miałaby czasu zajmować się dziećmi. "Wiele razy słyszałam, że jestem nieodpowiedzialna, że zmarnowałam sobie życie, dwójka dzieci i mieszkanie w akademiku to na pewno jakiś horror. Wszyscy rozkładają ręce i pytają, jak my wiążemy koniec z końcem. Jest ciężko, czasami chce nam się płakać z bezsilności i ze zmęczenia. Bo to już nie chodzi tylko o nas, ale też o naszych synów. A bardzo mi zależy na tym, żeby nigdy nie czuli się gorsi od rówieśników " – opisuje. Rodzice dziewczyny wysyłają młodym pieniądze, ale Kamil nie może już liczyć na wsparcie ze strony krewnych. "Ojciec powiedział, że jest mu wstyd. Nikt w mojej miejscowości nie wie, że mam dzieci. Nie mam nawet po co tam wracać. Ale ja się cieszę, że jestem z Julką, że mamy dwóch wspaniałych synów. Jest ciężko, cały czas brakuje mi snu, ale z drugiej strony kochamy się wszyscy bardzo mocno i dzięki temu mam motywacje do ciężkiej pracy. W akademiku mamy wielu znajomych, którzy wpadają z prezentami, niby przypadkiem kupili trochę więcej pomarańczy, a to zapraszają na obiad, bo przygotowali za dużo jedzenia. W grudniu ktoś zapukał