brydzia
/ 2010-04-13 10:53
/
10-sięciotysiącznik na forum
Świetnie wyszkolona załoga, ale piloci byli pod presją
Jacek Harłukowicz
2010-04-12, ostatnia aktualizacja 2010-04-12 20:33
- Piloci nie zbagatelizowali ostrzeżeń kontrolerów lotu. To była świetnie wyszkolona załoga, profesjonaliści. Problem polega na tym, że znajdowali się pod przemożną presją polityczną - uważa dr Tomasz Szulc z Politechniki Wrocławskiej.
Dr Tomasz Szulc
Fot. Krzysztof Gutkowski / Agencja Gazeta
Dr Tomasz Szulc
więcej zdjęć
RAPORTY
* Wrocław w żałobie po katastrofie samolotu prezydenckiego
Wciąż nieznane są bezpośrednie powody sobotniej katastrofy prezydenckiego Tu-154 lecącego na obchody 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Eksperci zgodnie wykluczają jednak, że przyczyną tragedii mogła być awaria maszyny. Wiele wskazuje na to, że złożyły się na nią dwie okoliczności: zła pogoda i wielka presja ciążąca na pilotach, którzy zdawali sobie sprawę, że jeśli nie wylądują w Smoleńsku, polska delegacja dotrze na uroczystości wiele godzin po czasie.
Rozmowa z Tomaszem Szulcem, specjalistą ds. techniki wojskowej, adiunktem w Instytucie Technologii Maszyn i Automatyzacji Politechniki Wrocławskiej
Jacek Harłukowicz: Czy na podstawie dostępnych obecnie informacji można pokusić się już o ocenę tego, co było powodem katastrofy rządowego samolotu w Smoleńsku?
Dr Tomasz Szulc: O próbę oceny - tak. Bezpośrednią przyczyną było nagłe pogorszenie pogody, godzinę wcześniej inny polski samolot wylądował bez trudu, pół godziny później rosyjski Ił-76 odleciał na inne lotnisko po dwóch nieudanych podejściach. Widzialność, szczególnie tzw. widzialność pionowa - co potwierdzają świadkowie i zdjęcia z miejsca katastrofy - była bardzo kiepska. Ważną przesłanką była wcześniejsza decyzja strony polskiej o zwróceniu się do Rosjan o zgodę na udostępnienie właśnie tego lotniska, mimo świadomości, że jego pomoce radionawigacyjne nie są kompatybilne z wyposażeniem samolotu. Przy dobrej pogodzie to nie przeszkadza, przy złej - pozbawia pilota istotnego wsparcia. Trzeci czynnik - to presja chwili.
Rosjanie informują, że piloci nie reagowali na uwagi kontrolera lotów, że zbyt ostro podchodzą do lądowania. Mieli również zignorować kilkakrotną propozycję zmiany lotniska. Jak to możliwe, że piloci zbagatelizowali te ostrzeżenia?
Kontrolerzy lotu pełnią w takich sytuacjach rolę doradczą. To pilot podejmuje ostateczną decyzję w każdej znaczącej kwestii. I to nawet wtedy, gdy minimum pogodowe jest utrzymane. Ma prawo odmówić lądowania, gdy nie ma pewności, że samolot będzie bezpieczny. Natomiast bardzo rzadko zdarzają się sytuacje, kiedy wieża kontroli odradza lądowanie, czy też zaleca pilotowi zmianę lotniska, a pilot mimo to ląduje.
Piloci na pewno nie zbagatelizowali ostrzeżeń. To była świetnie wyszkolona załoga, profesjonaliści. Problem polega na tym, że znajdowali się pod presją polityczną. Na pewno mieli świadomość, że gdyby samolot wylądował na zapasowym lotnisku w Mińsku, to nasza delegacja przybyłaby do Katynia z wielogodzinnym opóźnieniem, co zostałoby bardzo źle przyjęte przez tak ważnych pasażerów i innych uczestników uroczystości.
Sytuacja podobna do tej, jaką prezydencki samolot miał w Gruzji.
Taka sama. Tylko że wtedy pilot był asertywny i odmówił lądowania, jak najbardziej słusznie. I skończyło się to gwałtownym konfliktem oraz niemiłymi konsekwencjami dla pilota. Świadomość tego precedensu w Gruzji nie pomagała pewnie pilotowi samolotu, lecącemu do Smoleńska, w podjęciu właściwej decyzji.
Moim zdaniem to jedna z przesłanek do tragedii, choć jej znaczenia nie da się precyzyjnie określić. Przypuszczam, że gdyby nie presja chwili, pilotowi znacznie łatwiej byłoby podjąć decyzję o lądowaniu na lotnisku zapasowym.
Podobno lotnisko w Smoleńsku jest praktycznie nie używane. Nie posiada systemu naprowadzania, a samolot musiał lądować w gęstej mgle.
Lotnisko pozostaje nadal w gestii wojska, korzystają z niego głównie samoloty transportowe, znacznie większe od Tu-154, do niedawna stacjonował na nim pułk takich maszyn. Posiada system naprowadzania i jest to system rosyjski RSBN, bardzo zresztą przyzwoity i niezawodny.
A sam Tu-154 jest bezpiecznym samolotem? Ten konkretny w grudniu 2009 roku przeszedł kapitalny remont i od tej pory miał wylatane 124 godziny i wykonane 50 lądowań.
Czyli tyle co nic. Samolot pasażerski taką normę robi w dwa tygodnie.
Ale od momentu opuszczenia fabryki 20 lat temu tych godzin było już ponad 5 tys. i 1823 lądowania.
To też nie jest dużo, to nie są samoloty wyeksploatowane. Na dodatek są nadzwyczaj starannie obsługiwane i kontrolowane przed każdym lotem - ogrzewane hangary, wartownicy Tu-154 są bezpieczne, choć oczywiście są już bardzo nienowoczesne.
Tylko nienowoczesne czy już przestarzałe?
W porównaniu z maszynami najnowszej generacji są archaiczne, ale mimo to są bezpieczne i niezawodne. Są też samolotami "tolerującymi" błędy pilota. Mam wrażenie, że nowocześniejsze maszyny pod tym względem są dużo bardziej wymagające.